Nowomowa na dobre zamieszkała w Polsce. Przykład dali
młodzi, głównie w większych miastach. Z Warszawą w pierwszym szeregu.
Banger, petarda, sztos - coś fajnego, fascynującego;
Hajs - po prostu kasa;
Yolo - żyje się tylko raz;
Selfie - pamiątka na całe życie;
Grubo- extra, wspaniale.
I taka dalej, i tak dalej.
Ale specyficznej barwy nowo - mowa zagościła w światku
politycznym. Teraz, dziś! Słyszymy ją w telewizji, w Sejmie, na politycznych
salonach.
Oto bowiem okazuje się, że dotąd nie żyliśmy w III Rzeczpospolitej wolnej i
niepodległej. Natomiast żyliśmy w kondominium (szerzej o tym pisze Tomasz
Łubieński - pisarz, eseista, myśliciel).
Dotąd to nie była Rzeczpospolita, lecz było to kondominium.
Jedni głoszą, że było to „kondominium niemieckie”, drudzy poszli jeszcze dalej:
było to „kondominium niemiecko-rosyjskie pod auspicjami Żydów”.
Nowo - mowa młodych ma swój koloryt, jest nowatorska,
jest nawet dość ciekawym spojrzeniem na
otaczający nas świat.
Nowo - mowa polityków przekracza granice dobrego smaku.
Prezydent Komorowski nazywany jest Komoruskim. Polityczna
„nowo-mowa” nie tworzy nowego słownictwa, lecz narzuca nam słownictwo rodem z bruku, jak owe „spierdalaj”
pewnej osóbki. „Lewakami” są wszyscy poza nimi. Kłania się w tym miejscu Józef
Wissarionowicz Stalin jako ten, który właśnie z lewakami rozprawił się
najskuteczniej jak mógł to uczynić zbrodniarz nad zbrodniarzami.
Bogaty jest język polski. Młodzi krzywdy mu nie robią.