HUMORESKA NA POWAŻNIE

sobota, kwietnia 02, 2016

                                  

                                           DZIEŃ PIERWSZY

Czegoś takiego świat nie widział, ani nie słyszał. Oto w centrum Europy, w pewnym całkiem zacnym kraju z bogatą przeszłością, ongi prawie potęgą mocarstwową, potem podbijanym i krajanym na części przez obcych i swoich, z udziałem rodzimych magnatów i biskupów także (a jakże!), kraju ciemiężonym, w którym nawet dzieci walczyły na powstańczych barykadach, jednym słowem w kraju z bogatym życiorysem, gdy się w nim wreszcie uspokoiło, czarne chmury odpłynęły w dal. 

Bóg nawet trochę manny zesłał z nieba i raptem wszystko stanęło do góry nogami.

Katastrofa jak u Greka Zorby!

Runęło wszystko. Sąsiad na sąsiada rzucił się z siekierą. Minister kultury otworzył spelunę. Gwiazdor filmowy zabił księdza i przez kilka miesięcy deklamował pokutną modlitwę. Przeor został bankierem. Bankier łobuzem. Były agent służb - dyrektorem cyrku. Primabalerina premierem. Poprzedni premier klucznikiem w centralnym więzieniu.

Wybrano prezydenta, który został królem i nikt mu już więcej ręki nie potrafił podać.

Wybuchła rewolucja. Każdy sobie indywidualnie obcinał uszy. Każdy sobie indywidualnie przypisywał historyczne zbrodnie. W finale jeden drugiemu zaczął wyłupywać oczy.

Zwyciężyła rewolucja jakiej świat nie widział. Nie znaleziono zwycięzcy. Same trupy. Z uśmiechem na ustach. Radosne zwycięstwo samounicestwienia.

Spytacie co to za kraj?

Kiedyś od gór do morza, przez sam środek krainy, płynęła tu piękna rzeka.


                                         DZIEŃ DRUGI

Życie polityczne pełne jest brudu. Nie wiadomo czy wyczołgali się z nor z własnej inicjatywy, czy za namową kogoś ważnego, czy za kilka srebrników, czy jeszcze z innych powodów. Jednocześnie ten i ów próbuje grać rolę politycznego bohatera, marzy mu się przywództwo nad masami.

Zemsta i nienawiść chodzą w III Rzeczpospolitej parami. Rozmawiamy między sobą obelgami. Zapominamy, że bogactwo tego świata bierze się z bogactwa umysłów ludzi. Każdy z nas jest inny, każdy inaczej wygląda, inaczej mówi, ma swoje zdanie na sprawy drobne i ważne. Natomiast system jedynie słuszny czyli totalitarny, niezależnie od koloru, w każdych warunkach jest okrutny i beznadziejny, gdyż próbuje ulepić z wszystkich ludzi taką samą kukłę. 

Wydaje się, że z takim zjawiskiem, z taką tendencją - zaczynamy mieć coraz częściej do czynienia. Tu i teraz. Między dwiema rzekami, morzem a szczytami gór.

W krajach przemocy i przymusu kto się sprzeciwia władzy - w zależności od skali reżimowej presji - albo zostaje pozbawiony praw do godziwego życia, albo siedzi w więzieniu albo ginie od kuli zdradzieckiej lub z wyroku kapturowego sądu, co - jak wiemy z historii totalitaryzmów brunatnego i czerwonego - należało do ulubionych zajęć dyktatorów.

W Europie mamy demokrację, choć nie zawsze tych samych odcieni. W naszym kraju cieszymy się nią od ponad ćwierć wieku, a zatem wiemy doskonale, że ulepianie kukły z całego narodu, na kształt jedynie obowiązującej ideologii - to ciężar nie do zniesienia. Mimo to u wielu z nas gnieździ się jakaś przeklęta zmora.

Wyraża się to między innymi w nieumiejętności rozmawiania z inaczej od nas myślącymi. Najlepiej bowiem czujemy się w gronie ludzi do nas podobnych. Proceder ten przede wszystkim uprawiają politycy. Wykorzystują każdą okazję, każdy możliwy pretekst, aby udowodnić, że tylko pod ich sztandarem, kraj leżący między Bałtykiem a Tatrami będzie opływał mlekiem i miodem. Bzdura.

Rządzący zwykle obiecują gruszki na wierzbie a lud wierzy w to, co świadczy nie tylko fatalnie o politykach lecz również o narodzie. Nie całym oczywiście. Wystarczy jednak nawet garstka głupców, aby pociągnęła za sobą większość. Zwierzęta posiadające tę sprawność nazywają się baranami.

Ci, którzy słuchają głównie siebie samych i wyłącznie tych, który są tacy jak my, a więc ci, którzy tkwią we własnym sosie i gronie, popełniają ciężki grzech. Jest to grzech bezmyślności.

Cogito ergo sum - myślę więc jestem (Kartezjusz). Nie myślę, więc jestem istotą bezmyślną. Poddając się bezkrytycznie woli innych - tracę wolność osobistą.

Głupi naród przegra prędzej czy później. Ponieważ głupiec nie ma argumentów i nie potrafi ich wyartykułować, więc gardłuje. Wymachuje biało czerwoną na prawo i lewo, plamiąc jej honor i przy tym pała chęcią zemsty i nienawiści. Niczym nie uzasadnionej.

Naród, który nie potrafi wykorzystać demokracji - przegra. Jeśli nie wsłuchujemy się w drugiego człowieka, nie przyjmujemy jego słusznych argumentów a zamiast tego przytupujemy wymachując szabelką - stajemy się pośmiewiskiem w cywilizowanym świecie. 

Warto postawić pytanie: czy zawsze moje poglądy są słuszne, czy rzeczywiście ja jestem najmądrzejszy?

Spróbuj zmierzyć się z inaczej myślącym. Powalcz na argumenty. Nie bronią, nie karczemnymi okrzykami, lecz słowem, myślą, uczynkiem. Tak jak zapisane jest w Biblii. Najczęściej nie znają jej ci, którzy się na nią powołują rankiem, w południu i przed snem.

Utwierdzanie się w swojej nieomylności prowadzi do porażki.

On jest inny, ty jesteś inny, ja także. Wspólnie możemy znaleźć to, co nas łączy. I wybrać to lub tego, co jest korzystniejsze dla kraju. Dziś wydaje się to mało realne. Polacy bowiem znaleźli się o krok od zakleszczenia się w nienawiści i bezdennej głupocie. 

Obyśmy tylko nie obudzili się „z ręką w nocniku”. Gdy zostaniemy wykluczeni z grona cywilizowanych Europejczyków, wpadniemy - czy tego chcemy czy nie - w ramiona tych, którzy tylko na to czekają.

Powrót do wolności jest zawsze trudny. Jej utrata - krok przed nami.

                                           
                                            DZIEŃ TRZECI

Wypad do Szwajcarii. Oddech od codziennej "młócki" rodzimej. Ale i tu dochodziły " patriotyczne" pojedynki. Tłumaczenie obcym - nawet  bystrym dziennikarzom - o co nam chodzi, to droga przez mękę. Wiedzą jedno: demokracja po polsku - to farsa. I to jest nam przypisane - słusznie czy nie słusznie - nie od dziś Polak jest na bakier z demoracją. Woli chaos i zamęt. W mętnej wodzie lepiej się pływa.

                                           
                                            DZIEŃ CZWARTY

Śmiechu to warte. Zje Wielki kolację ze Średniakiem, czy nie, poda rękę czy tylko mrugnie okiem. Kompleksy trudno się leczy. Wybić się na wielkość potrafią tylko wielcy.

                                          
                                            DZIEŃ PIĄTY

A nuż te spory, które toczymy w naszej kochanej Ojczyźnie mają jakiś sens.
A nuż boje PiS-u z nie-PiS-em, jednego sortu z drugim, konserwy Kościoła z nie-konserwą itd., wyjdą nam na dobre. 

Wszak w boju hartuje się stal.

Jeśli tylko się nie pozabijamy mamy szansę wyjść z tego silniejsi, mądrzejsi, lepsi itp. Tyle, że trochę poobijani. Ale na to już nie ma rady. Ważne, aby nie przekroczyć pewnej granicy.

Co niestety nam - moim zdaniem - nam nie grozi. Najpierw się wzajemnie  się zagryziemy. Jak pies Burek z kotem Mruczkiem.

                                           
                                             DZIEŃ SZÓSTY

No i masz babo placek. Jedni twierdzą, że pan prezydent Duda rozmawiał z panem prezydentem Obamą, drudzy temu zaprzeczają. I bądź tu mądry.

A może obie strony mówią prawdę. Być może jedni za rozmowę uważają rozmowę jednostronną, tzn. taką jaką znamy z powiedzenia "gadał dziad do obrazu, obraz do niego ani razu". Czyli jeden prezydent trzymał mowę, drugi słuchał a nawet potakiwał głową lub też zaprzeczał.

Są tacy, np. dziennikarze lub osoby znane z przesadnej drobiazgowości, którzy uważają, że rozmowa na szczycie musi być koniecznie rozmową w "cztery oczy", w pomieszczeniu, najchętniej owalnym, cygara na stole, głębokie fotele i podobne dyrdymały. Zaś rozmowę prowadzoną gdzieś tam na stojąco i pokątnie, na chybcika, uznają za niebyłą.

Jest trzecia wersja. Wydaje się najbardziej realna. Gdy bowiem weźmiemy pod uwagę historyczne więzi łączące Rzeczpospolitą ze Stanami Zjednoczonymi oraz wspólnotę myśli i uczuć, nie należy wykluczać, że rozmowa obu panów prezydentów toczyła się bez słów. Po co gadać, skoro i tak wiadomo o co chodzi.

I stąd całe nieporozumienie. Wzniecają je czynniki wrogie.

Aby jednak w sposób zdecydowany i natychmiastowy przeciąć kolejną waśń, jaka znowu wybuchła w naszym kraju, warto uciec się do często używanego instrumentu celem uzyskania prawdy. Tym instrumentem jest wykrywacz kłamstw.

                                              
                                            DZIEŃ SIÓDMY


Odpoczynek. I na koniec  dobranocka, którą przed laty znany aktor wypełnił nieparlamentarnie zwracając się do dzieci. A był jeszcze na wizji. Czyli na podsłuchu, co każdemu z nas może się zdarzyć.

Może Ci się Spodobać

0 komentarze