PATRIOTYZM NAD WISŁĄ

piątek, kwietnia 22, 2016



Jak świat światem, zawsze byliśmy patriotami. Polak kocha Ojczyznę całym sercem. Najmniej jednak kocha współbraci. Takich jak on - Polaków. A w ogóle patriotyzm patriotyzmowi nie jest równy.

Dla kibola patriotyzmem jest niczym nie hamowane umiłowanie drużyny, cała reszta się nie liczy. Dla fanatyka partyjnego wszystko co nie służy jego partii jest złem, które na różny sposób należy wyrwać z korzeniami. I z jednym i drugim sposobem pojmowania patriotyzmu mamy do czynienia dziś, tu i teraz, od Bałtyku po Tatry, od Bugu do Odry. Nie od dziś, nie od wczoraj. 

Partyjny patriotyzm zżerał II Rzeczpospolitą, zżera tę, naszych czasów.

Fałszywe - najczęściej koniunkturalne - pojmowanie patriotyzmu nie  jest zjawiskiem nowym. Ogłaszanie przez jednych patriotów swojego świętego, przez drugim całkiem innego - to nasza specjalność.  W Rzeczpospolitej międzywojennej  jedni kochali twórcę II RP Marszałka Józefa Piłsudskiego, drudzy Jędrzeja Giertycha - wodza Obozu Narodowego z solidną domieszką antysemityzmu.

Nie raz na cokołach stawiano postaci nie tylko nie wyróżniające się jakimś nadzwyczajnym patriotyzmem, lecz będące jego zaprzeczeniem. W polskiej tradycji najłatwiej przejść do historii po tragicznej śmierci. Przykładem książę Józef Poniatowski, który walczył co prawda z fantazją i odwagą u boku Bonapartego, ale za całokształt patriotyczny Nobel bynajmniej mu się nie należał, podobnie jak generał Zajączek, dzielny napoleończyk, następnie sługus moskiewski.

Kto natomiast mozolnie i konsekwentnie przez całe życie budował ojczyźniane poletko, nie na barykadach, lecz w laboratorium, pracując naukowo, czy to na froncie odkryć inżynierskich, czy w innych przedsięwzięciach wymagających ogromnej wiedzy, dominikańskiej pracowitości i niezwyczajnych zdolności, temu nie łatwo znaleźć się w nazewnictwie ulic, nie mówiąc o pomnikach. Co innego zginąć na polu bitwy i to najlepiej w młodym wieku. Jest to bowiem najkrótsza droga dostania się na listę naszych narodowych bohaterów i  patriotów.

Czesi (ale nie tylko oni, właściwie cały Zachód) śmieją się z naszego  patriotyzmu. My w rewanżu pękamy ze śmiechu, gdy czytamy o przygodach Szwejka. Szwejkowski patriotyzm uważamy za dekowanie się czy nawet za tchórzostwo, oni zaś (i nie tylko oni ) naszą bohaterszczyznę biorą za samobójczą głupotę. Powiedzieć można co kraj, to obyczaj, choć nieraz przychodzi się wściec.

Wybitny eseista i historyk Tomasz Łubieński w jednym ze swoich  szkiców pisze, że dla nas „nieszczęścia historyczne stanowią zawsze dowód, że mieliśmy rację. Więc jakby ich potrzebujemy”. A może istotnie Polacy są skazani na cierpienie!  Cierpienie, które ma wznieść nas na wyżyny człowieczeństwa. Czyli jest to bzdura nad bzdurami.

Polityk, którzy głośno krzyczy o umiłowaniu Ojczyzny, a robi wszystko, aby ją osłabić bzdurnymi hasłami i chorą ideologią, działa na jej szkodę. Krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje. Bez mleka daje się przeżyć. Z głupotą polityków nie daje się oddychać.

Współcześnie  z „prawdziwymi Polakami” jest tak, że z jednej strony chcą korzystać z unijnej kasy, z drugiej wszystkich euroentuzjastów najchętniej spaliliby na stosie. Zachodzi tu pewne podobieństwo tych polityków do kiboli. Kibole domagają się zwycięstw swojej drużyny i jednocześnie demolują stadiony swoich idoli. Taka Polska jest Polską chorą. To nie patriotyzm, lecz głupota do kwadratu.  Rasowi  „patrioci” wrzeszczą : „Bij Żyda”, tyle, że go w życiu nawet na oczy nie widzieli.


„Prawdziwi Polacy”, korzystając z wolności, wypełniają gęby jadem, który ojczyznę niszczy po kawałku. Właśnie w tych dniach próbowali doprowadzić do zniszczenia śladów obecności, znanego na cały świat polskiego filozofa Leszka Kołakowskiego, w jego rodzinnym mieście. 

Cudem im się to nie udało.

Może Ci się Spodobać

0 komentarze