O PIŁSUDSKIM, WAŁĘSIE I INNYCH
czwartek, marca 03, 2016
Stefan Kisielewski (1911-1991) czyli Kisiel. Prozaik,
publicysta, krytyk muzyczny, kompozytor. Mija 105 lat od jego urodzin. 7 marca br. mija ćwierć wieku od jego śmierci. Właśnie ukazują się jego nieznane dotąd dzienniki z okresu transformacji (1988 – 1991).
Poniżej fragmenty z „Abecadła Kisiela”, pierwsze wydanie
w podziemiu. Lektura - „palce lizać”.
Władysław Bartoszewski - mój wielki przyjaciel. Więzień
Oświęcimia i różnych obozów. Szalenie wygadany. Po Październiku były sprawy o
odszkodowania za więzienia. Powoływano Bartoszewskiego na świadka i kiedy
sędzia dowiadywał się, że on ma być świadkiem , to nie dopuszczał do rozprawy.
Przyznawał odszkodowanie byleby on nie gadał, bo mówił jak maszyna.
Stefan Bratkowski - jest to pozytywna postać. Zrobił do
mnie aluzję w jednym z artykułów. Napisał, że nie lubi takich liberałów, co się
boją robotników. Ale muszę powiedzieć, że ma szalony szwung i działa z
przekonaniem. Czasem go bardzo lubię, a czasem mnie potwornie drażni, tak na
przemian.
Zbigniew Brzeziński - stykałem się z nim wiele razy.
Pamiętam bardzo śmieszy wpadek, kiedy przyjechał do Warszawy i zaprosił mnie na
obiad, do węgierskiej restauracji. Gdy wychodzimy, szalona uprzejmość -
szatniarz podaje płaszcze, idziemy – ktoś ustępuje miejsca. On mówi, że musi
pojechać taksówką, tam stoją jacyś faceci, mówią: „A, prosimy, proszę stanąć”.
Więc Brzeziński mówi: „Widzę, że pan ma tu dużo znajomych”. Ja mówię: „Wie pan,
ja podejrzewam, że to są pana znajomi”.
Józef Czapski - „odkrył” Katyń. To jest jego zasługa, bo
on był wśród tych czterystu, których z Ostaszkowa gdzieś przewieziono.
Niesamowicie wysoki, dwumetrowy. Przekroczył dziewięćdziesiątkę. Szalenie
sympatyczny człowiek. Dobry malarz, świetne pióro. Pod koniec życia prawie
ociemniały, ale zawsze w świetnej formie.
Józef Cyrankiewicz - podobno Stalin go polubił szalenie.
Nie poszło mu z tą ręką obcinaną w Poznaniu. Przy czym w Poznaniu powiadali mi,
że on pojechał kiedyś do tego samego „Cegielskiego”, gdzie właśnie o tej ręce
mówił. I tam się szykowali na niego, że „my tego tutaj drania splantujemy”. A
on od tego zaczął: ”Ja tu na pewno zostawiłem złe wspomnienie, powiedziałem o
tym obcinaniu ręki. No, ale wiecie przecież,
jakie to były czasy, wiecie, gdzie żyjemy”. I tu pokazał rękę na wschód, i
wtedy ogromne oklaski: „Morowy chłop”. Za stalinizm nie odpowiadał, za
gomułkizm nie odpowiadał, i właściwie za nic nie odpowiadał. Kiedyś go
zapytałem: „Czy pan dalej wierzy w socjalizm?”. „A w co mam wierzyć? Czy
mam wierzyć w kapitalizm bez kapitału”.
No - pomyślałem sobie - ma rację, nie można.
Roman Dmowski - twórca polskiego nacjonalizmu. Nienawiść
do Piłsudskiego wpłynęła na to, że wszystko postawił na zwalczanie sanacji. Za
dużo było tej nienawiści. Zaciemniło mu to widzenie.
Stanisław Dygat - to zabawna, ciekawa postać. I bardzo
zdolny. Ja go cenię , bo to pisarz, który się potrafił ustawić poza komunizmem
- ale nie przeciw. On się szalenie przejął tym, że była dyskusja w Urzędzie
Filmowym, prowadził ją Janusz Wilhelmi nieboszczyk, który zaatakował potwornie
Dygata, a po nim wszyscy atakowali, co Dygat potem skomentował z goryczą: „ A
moi przyjaciele siedzieli cicho, Konwicki, inni, nikt nie zabrał głosu w mojej
obronie”. Wrócił do domu, dostał ataku serca i zmarł. Przejął się tym, że jego
przyjaciele go nie obronili.
Bronisław Geremek - pełen wdzięku. A pamiętam straszne
nagonki na niego UB. To rzadki talent polityczny. Mamy mało takich ludzi. Nawet
„Solidarność’ ma ich mało.
Jerzy Giedroyć - znamy się ponad 50 lat. Pracuje jak koń.
Wspaniały człowiek. Ja całe życie z nim się właściwie kłócę, ale mu wszystko
zawdzięczam. Przywiozłem kiedyś do „Kultury” płytę „Okudżawy”, to Giedroyć mało
nie płakał jak usłyszał „Przy kominku” i takie różne.
Edward Gierek - się skompromitował.
Witold Gombrowicz - zadziwiające, bo w końcu się przebił
z tej Argentyny. Ale pamiętam jak jego bliski przyjaciel, Stefan Otwinowski,
powiedział mi kiedyś, gdy Gombrowicz chciał wrócić do Polski: „Słuchaj, jakby o
wrócił, i jakby go w partii przekabacili, to on nam tak dał dupę, że Ważyk to mucha”. Ale wielki pisarz.
Władysław Gomułka - ochrzanił mnie w przemówieniach
parokrotnie.
Jan Himilsbach - bardzo śmieszny facet. Kiedyś mnie
okropnie zdenerwował na Krakowskim
Przedmieściu, bo bił swoją żonę i kopał. Więc ja interweniowałem, i wtedy oboje
się na mnie rzucili. Miał swój talencik niewątpliwie.
Jarosław Iwaszkiewicz
- nie lubiłem go. Wybitny pisarz. Świniowaty moim zdaniem.
Wojciech Jaruzelski - on jest człowiek bojowy. To znaczy
boi się. Boi się, i wie czego się bać, bo przeżył dużo. Więc czasem wychodzi to
na dobre, a czasem na złe.
Józef Kuśmierek - bardzo lubię. Wariat jest to
niewątpliwy, ale z iskrą geniuszu.
Stanisław Jerzy Lec - chwalił się, że jest baronem
austriackim, chociaż żydowskim. Człowiek bardzo sympatyczny, partyzant, który się tym odznaczył, że uciekł z placówki w Wiedniu do Izraela a potem wrócił. To
zdarzyło się w okresie stalinowskim.
Adam Michnik - zabawny człowiek, ciekawy, bardzo odważny,
z charakterem. W więzieniach się wysiedział. Nieustępliwy.
Czesław Miłosz - znam go od roku 1937. Był moim ojcem
duchowym literackim. Widywaliśmy się za granicą szereg razy, w Paryżu. Ale nie
bardzo się zgadzamy, bo on zawsze miał snobizm, że jest lewicowy i postępowy i
nie nacjonalista, że w ogóle jest Bałt , a nie Polak, i takie tam różne.
Jeszcze jak był w Warszawie, jako laureat
Nagrody Nobla, to żeśmy się trochę poprztykali. Nawet o Dmowskiego się pokłóciliśmy. On nie czytał Dmowskiego.
Leszek Moczulski - no oczywiście, że jest to wariat, ale
taki bardzo przekonany, idealistyczny, umiejący argumentować, nawet w sprawach
niesłusznych.
Józef Piłsudski - widziałem go szereg razy, a najbardziej
wstrząsający widok to był po klęsce pod Kijowem, to znaczy po odwrocie
kijowskim. Na placu Trzech Krzyży przypadkiem szedłem z ojcem i nagle patrzymy,
że idzie masę wojska, takie wojska pobite, już bez dyscypliny, po czym jedzie
dorożka, i w dorożce siedzi Piłsudski, mocno przygarbiony, wąsy mu wiszą.
Niesłychane w ogóle widowisko. Poza tym widywałem go w Alejach, bo on chodził
tutaj pieszo. Sam, albo z Wieniawą – Długoszowskim.
Jerzy Putrament - literat, oficer, członek KC. Ja go
lubiłem, bo był szczery. On był szczerym cynikiem.
Kazimierz Rudzki - znałem go doskonale. Świetny aktor,
doskonały. Mnie jego nazwisko kojarzy się zawsze z firmą Rudzki. Był przed
wojną taki sklepik na Marszałkowskiej, muzyczny, gdzie sprzedawano nuty, troszkę
instrumentów. To był nieduży sklep, gdzie królował jego ojciec i u tego
Rudzkiego można było załatwić sobie nuty czy płyty z całego świata.
Antoni Słonimski - utalentowany, dowcipny, zabawny. Stał
się przywódcą pewnej grupy inteligencji warszawskiej. Ja nie miałem do niego
specjalnego przekonania, aleśmy się polubili pod koniec życia.
Władysław Tatarkiewicz - mój profesor historii filozofii, miał - co w nim ceniłem -
niewysokie ambicje. W okresie stalinowskich dostawał w kość, tylko na KUL wykładał trochę. Umarł jako bardzo zasłużony, sławny.
Julian Tuwim - o Tuwimie bym powiedział to, co on sam
powiedział o sobie do Morstina: „Panie hrabio, ja to mam taki talent jak
Mickiewicz, jak Słowacki…Tylko bieda jest
jedna: ja nie mam nic do powiedzenia”. Wirtuoz formy, czasem wiersze
wspaniałe.
Andrzej Wajda - wielki talent filmowy, którego bardzo
długi czas nie lubiłem. „Wesele” jest nadzwyczajnym filmem, „Ziemia obiecana”
jest też bardzo dobra, ja lubię osobiście „Smugę cienia”. Wajda ma jakiś
wrodzony talent. On mało mówi, mało dyryguje na planie, a jednak wszyscy grają
tak jak on chce. Wielki reżyser.
Jerzy Waldorff - postać
malownicza. Znam go chyba najdawniej.
Świetne pióro. Na muzyce to się on mniej zna, ale pisze świetnie. I ma
tę zaletę, że nawet starszy ode mnie o rok.
Lech Wałęsa - postać jedyna w swoim rodzaju, ciekawa.
Myślę, że jest to błyskotliwy człowiek, jak na takiego samouka inteligentny.
Jest to postać z pewną charyzmą, ale czy ma program polityczny i gospodarczy,
to powątpiewam. Raczej ma program swój, indywidualny. No, ale może się mylę.
Wanda Wasilewska - jej ojcem chrzestnym był Józef Piłsudski. Ona była córką bliskiego
współpracownika Józefa Piłsudskiego, Leona
Wasilewskiego działacza PPS, architekta polskiej polityki wschodniej u progu
niepodległości.
Kardynał Karol Wojtyła - znałem go jeszcze jako młodego
księdza, zawsze przychodził do „Tygodnika”. Przysyłał artykuły, przysyłał
wiersze, które Turowicz nie zawsze drukował. I był bardzo miły, bardzo zdolny,
przy tym miał umiejętność słuchania. To jest rzadka rzecz. Potrafił słuchać,
mało mówił, robił notatki. Był szalenie skromny, już jak był arcybiskupem i
kardynałem , urządzał sympozja w pałacu. A w ogóle uroczy człowiek. Towarzyski.
No a w Rzymie gorzej. Bardzo wybitna postać. Żałuję go czasem, że tam się męczy
okropnie pracą. Bo to jest poważny człowiek i poważnie traktuje to papiestwo.
Stefan Zółkiewski - mój kolega z Uniwersytetu, znam go z
60 lat. Był jednym z nielicznych zdeklarowanych komunistów i przy tym prezesem
koła polonistów, bo przeważnie endecja, oenerowcy trzymali te wszystkie koła.
Potem byłem z nim w Legionie Młodych, już wtedy komunizował i ja z nim toczyłem
ciężkie boje. Człowiek wierny sobie, przyzwoity, ale maniak materializmu.
Udający erudytę.
0 komentarze