KRĘTE DROGI TWÓRCÓW
piątek, lutego 05, 2016
Johann Wolfgang Goethe: „Błądzi człowiek, póki dąży”. Ale
czy dążenie, nawet szlachetne, usprawiedliwia popełnione po drodze błędy? A
jeśli dążenie jest mało szlachetne?
Iluż twórców, pisarzy, poetów, kompozytorów, muzyków,
malarzy miało, mają za sobą krętą drogę życia. Sukcesy przeplatane porażkami.
Radość smutkiem. Wierność ideałom - sprzeniewierzaniem się im. Bohaterstwo zdradą. Zło dobrem. Taki jest człowiek. Nie
każdy. Lecz wielu, wielu z nas ma w swym życiorysie zapisaną krętą drogę.
Na Jarosławie Iwaszkiewiczu wylano tyle wiader pełnych
pomyj, że można byłoby nimi obdzielić pułk czarnych charakterów. Biografię
pisarza na ogół zaczyna się pisać od jego ożenku, który jemu „gołodupcowi”
(miał w kufrze jedno ubranie i dobre chęci) przyniósł w posagu ze strony żony
Anny Lilpopówny, córki warszawskiego przemysłowca, słynne Stawisko. Stał się bogaty bez
osobistego udziału.
Nawiasem mówiąc jest to bzdura. To fakt, że ożenił się
bogato, ale szybko okazało się, iż król jest nagi. Folwark między innymi z
powodu długów chylił się ku upadkowi. Sytuację uratował nie kto jak inny jak sam
pisarz. Za „Lato w Nohant” zarobił przed wojną tyle pieniędzy, że Stawisko postawił
na nogi. Ale opowieści o tym jak to chytrze
wkupił się w bogatą rodzinę żony ciągnęły się za nim przez całe życie.
Iwaszkiewicz i jego żona piękną kartę zapisali na
Stawisku właśnie. W czasie II wojny światowej urządzali tam konspiracyjne
spotkania, odczyty, koncertowali ( pisarz był kimś więcej niż melomanem, nieźle
grał na fortepianie). Iwaszkiewiczowie ratowali Żydów dając im schronienie. Jerzy
Waldorff tak wspomniał pisarza: „ Pamiętam go, jak co rana z sypialni na
piętrze schodził starannie ogolony…na pytanie zebranych, jak
przedstawia się sytuacja wojenna, odpowiadał, że jest korzystniejsza niż
wczoraj”.
Po wojnie część domu zajęło NKWD, część rodacy z armii
polskiej. Maria Dąbrowska zapisała w „Dziennikach”: „Jedni i drudzy kradną co
wlezie”.
W Polsce Ludowej zapisał kartę, która w oczach wielu
splamiła jego dorobek. W 1948 r. przewodniczył słynnemu promoskiewskiemu
Światowemu Kongresowi Intelektualistów w Obronie Pokoju. W 1953 r. przemawiał na
akademii żałobnej po śmierci Stalina, w
warszawskiej Hali Mirowskiej ( do historii przeszła głownie jak arena
bokserska, na której podczas mistrzostw Europy polscy bokserzy pobili na
kwaśnie jabłko ruskich).
W następnych dziesięcioleciach nie hamował swojej czołobitności
wobec rządzących.
Ale była druga strona medalu.
Czesław Miłosz - choć po
ucieczce poety na Zachód stosunki między dawnymi przyjaciółmi stały się
lodowate - brał pisarza w obronę. Miłosz i Jeleński wyliczyli ile Iwaszkiewicz - wykorzystując
swoją pozycję - uratował ludzi pióra, ilu pisarzy dzięki autorowi „Sławy i
chwały” miało z czego żyć. Nie tylko
dlatego, że Iwaszkiewicz drukował ich utwory w świetnie redagowanej „Twórczości”.
Z głosem Iwaszkiewicza liczyły się wydawnictwa książkowe i przede wszystkim
funkcjonariusze partyjni. Jednocześnie Iwaszkiewicz opiekował się talentami. W
dużej mierze to dzięki niemu odkryty został talent Edwarda Stachury.
Kilka dni przed śmiercią będąc w Paryżu napisał: „Najdotkliwsza
jest ta nieodwołalność, to zakończenie wszystkiego”. Rozmijał się ze światem,
choć zawsze tego świata był bardzo łakomy.
Zbliżał się Październik 56`. Po śmierci Bieruta nadeszła
odwilż. Poeta Adam Ważyk napisał „Poemat dla dorosłych”. Przez wielu przyjęty
został jako sygnał nadchodzącej odnowy.
Wcześniej był wiernym stalinowcem, I to przesadnie wierny.
Gdy władza sowiecka rozpoczęła czystkę wśród Polaków, gdy już szły transporty
zesłanych na Sybir, gdy w styczniu 1940 r. zaaresztowano Władysława Broniewskiego
i Aleksandra Wata, ogarnął Ważyka strach. Czuł niebezpieczeństwo. Stronił od
rodaków. Złożył podpis pod oświadczeniem „Pisarze polscy witają zjednoczenie
Ukrainy”. Zapisał się do Związku Patriotów Polskich, założonego w
Moskwie przez Wandę Wasilewską. Został politrukiem
jako oficer polityczny w armii Berlinga.
Potem oczywiście został pupilkiem władz stalinowskich w
Polsce. Karierę zrobił jego wiersz poświęcony korpusowi, w którym katowano
dziatwę szkolną:
Wczoraj łach, mundur dziś
Ściśnij pas, pora iść.
Ruszaj Pierwszy Korpus nasz,
Spoza gór i rzek na zachód wśród poetów marsz.
Stał się wśród poetów największym (choć wzrostem był malutki)
piewcą Stalina, Bieruta i całej reszty.
Nazywano go „terror- etykiem” realizmu socjalistycznego. Był "poetyckim" mieczem stalinizmu w Polsce. Chciał
zniszczyć - co mu się po części udało - całą
współczesną, zgniłą od imperializmu literaturę. Napiętnował każdego kto nie był wystarczająco
pożytecznym piewcą reżimu.
A więc Tadeusza Konwickiego, Tadeusza Borowskiego. A już Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego niszczył na potęgę.
Długa jest lista jego podłych czynów. I nigdy nie
potrafił uderzyć się w piersi. Nawet wówczas, gdy przeszedł na drugą stronę
barykady. Natomiast za wypominanie mu stalinowskich czynów - obrażał się.
Nadszedł moment zwrotny. Nie u każdego do niego dochodzi.
W 1957 r. czyli gdy już od października 1956 r. na czele władz PRL stał Władysław
Gomułka, nadal naiwnie licząc, że odnowa się utrwali wołano: „Wiesław – Wiesław”.
Próżny trud nadziei.
Miał właśnie powstać miesięcznik literacki „Europa”.
Nigdy się nie ukazał i grono literatów opuściło z własnej woli szeregi partii. Byli wśród nich m.in.: Jerzy
Andrzejewski, Mieczysław Jastrun, Jan Kott, Stanisław Dygat oraz Ważyk. Otworzył tym samym nowy rozdział
w życiu. Ten, z którego wyszedł - dom stalinowski - nazywał domem wariatów. „Byłem w domu wariatów!” - wyjaśniał
naiwnie.
Nie pisał wierszy przeciwko Polsce. Ale wynosił pod
niebiosa Stalina i całą resztę. I tego mu nie chciano zapomnieć. Nie był wcale
wariatem, lecz dotknęło go „rozdwojenie jaźni, anormalność umysłowa” – pisał Zygmunt
Herz do Czesława Miłosza.
Z tym, że jednak dokonał rozliczenia. Miał odwagę i
przeszedł „na drugą stronę”. W 1964 r. popisał List 34 w sprawie cenzury. W
marcu 1968 r. podpisał list do rektora Uniwersytetu warszawskiego biorący w
obronę studentów. Podpisał list sprzeciwiający się zmianom w Konstytucji. To
nie była wcale taka tania odwaga!
Pozostawił po sobie tłumaczenia poetów rosyjskich
(Puszkina, Majakowskiego) i francuskich ( m.in. Apollinaire`a). Ody Horacego w
jego tłumaczeniu na trwałe przeszły do historii.
Długa jest lista twórców, którzy szli krętami drogami.
Nie wszyscy ocknęli się i odeszli od „błędów i wypaczeń”. Byli wierni kłamstwu
do samego końca. Nieugięci. I byli tacy, którzy nie mieli potrzeby przechodzić
na drugą stronę barykady, ponieważ od
samego początku nie dali się zwieść. Tych było nie wielu i o zgrozo! to
oni pozostali dziś prawie zapomniani.
0 komentarze