SZUKASZ ŚMIERCI - WSTĄP NA CHWILĘ

piątek, lutego 12, 2016

        

75 lat temu, nocą z 15 na 16 lutego 1941 roku doszło do niezwykłych wydarzeń.

Chełpimy się tym i owym, kłócimy się jedni z drugimi na temat tego, kto bardziej kocha Ojczyznę. Rządzący patrzą z pogardą na nierządzących, nierządzący też kiedyś byli rządzącymi i z podobnego pieca chleb jedli, summa summarum wart Pac pałaca, a pałac Paca. A może warto, abyście zamilkli i z pokorą pochylili karki przed tymi, którzy istotnie kochali Ojczyznę. I za nią ginęli.

Po czynach was poznamy. 

Tak jak po czynach poznaliśmy Cichociemnych.

Pierwszy kurs późniejszych bohaterów ruszył we wrześniu 1940 roku. Byli schowani między górami zachodniej Szkocji Inverlochy Castle. „Było zimno - zanotował jeden z Cichociemnych – padał szkocki deszcz, o którym złośliwi mówili, że zaczyna padać, kiedy kończą się opady śniegu, a kończy, gdy zaczyna śnieg padać”.

Kurs trwał 4 tygodnie. Głównym tematem zajęć były niuanse dywersji, umiejętności strzeleckie i saperskie. Kolejny kurs obejmowały walki konspiracyjne oraz temat najważniejszy: ćwiczenia spadochronowe. Nad bramą ośrodka szkolenia Pierwszej Samodzielnej Brygady Spadochronowej widniał napis: „Szukasz śmierci, wstąp na chwilę”.

Potem ćwiczono skoki w Małpim Gaju. Uczono nienaturalnego szybowania w powietrzu. Skakano z rożnych wysokości. Podczas ćwiczeń doszło wypadków. Było ich 300. Najlepiej wyszkoleni sabotażyści w historii. Byli gotowi poświęcić wszystko dla idei „Wywalcz Polsce wolność lub zgiń!” Doskonale wyszkoleni, bezgranicznie odważni, desperacko zdeterminowani, bezkompromisowi. Najlepsi z najlepszych - starannie wyselekcjonowani spośród tysięcy kandydatów. 

Musieli porzucić wszystko, zapomnieć kim byli, bez słowa opuścić kobiety, które kochali. Poddani morderczemu szkoleniu, przygotowywali się, aby w pojedynkę zmienić bieg historii. Zrzuceni na spadochronach do okupowanej Polski, podejmowali samobójcze misje. Nieliczni, którzy przeżyli, trafili po wojnie do piekła komunistycznych więzień. Jednak nigdy się nie poddali. Do końca marzyli o wolnej Polsce - pisze K. Śledziński w książce „Elita polskiej dywersji”.

Pierwsi, oznaczeni kryptonimem „Adolphus” ruszyli do kraju nocą z 15 na 16 lutego - 75 lat temu. Celem zawsze była Warszawa. Wylądowali pod wsią Dębowiec koła Skoczowa na Śląsku Cieszyńskim - był to teren III Rzeszy. Było ich trzech: major Krzymowski, rotmistrz Zabielski i  kurier Raczkowski. Pionierzy Cichociemnych.

W okresie od 15 lutego 1941 roku do 27 grudnia 1944 roku do kraju skoczyło 316 Cichociemnych, zginęło 112, po dostaniu się łapy gestapo dziesięciu zażyło truciznę, dziewięciu zamordowano po wyrokach sądowych w stalinowskiej PRL. Spośród 91 Cichociemnych, którzy wzięli udział w Powstaniu Warszawskim, osiemnastu zginęło w walce.

Do kraju odbyły się 82 loty. Początkowo odlatywali z bazy pod Londynem, a od 1944 roku z Brindisi we Włoszech. Cichociemni zasilali również struktury Armii Krajowej. Przeprowadzono także dwie operacje „Most”, podczas których samoloty alianckie lądowały w okupowanej Polsce. Przerzucono w ten sposób 28 cywilnych kurierów (niektórzy z nich skakali z Cichociemnymi), czteroosobową brytyjską misję wojskową i jednego węgierskiego radiotelegrafistę.

O przydziale do Cichociemnych decydowała wyuczona specjalizacja, najważniejsza była dywersja i wywiad. W sztabie Cichociemnych główne skrzypce grali, znający się od lat szkolnych i zdający razem maturę w Korpusie Kadetów, Maciej Kalenkiewicz i Jan Górski. Próbowali przekonać gen. Władysława Sikorskiego do utworzenia wojsk spadochronowych w celu przerzucania do okupowanej Polski kadry oficerskiej. Nazywano ich złośliwie chomikami, gdyż systematycznie, uporczywie „nadgryzali” temat. Pomysł obu został częściowo zrealizowany dzięki aprobacie premiera Churchilla.

Cichociemni, którzy zostali zrzuceni do kraju uczestniczyli w licznych akcjach, między w odbijaniu więźniów z hitlerowskich lochów. Bohaterską kartę zapisał Jan Piwnik. Stworzył Zgromadzenie Partyzanckie „Ponury”, które podkopało pozycję Niemców na terenach u podnóża Gór Świętokrzyskich. Niezwykłego wyczynu dokonał Waldemar Szwiec „Robot”. Dysponując jednym cekaemem i sześcioma erkaemami zablokował wszystkie punkty dojazdowe, strategiczne do miasta Końskie. Zginął za czas jakiś wydany przez zdrajcę!

Oto dwa oblicza rodaków. Towarzyszą nam od dawna.

Długa jest lista bohaterów - Cichociemnych. Szerzej można się o nich dowiedzieć z łamów „Tygodnika Powszechnego”, którego lekturę polecam; przy pisaniu tego tekstu jest mi pomocny. 

Piękną kartę zapisał „Zapora”, chyba jeszcze bardziej skuteczniejszy od Piwnika. Najpierw walczył w obronie Lwowa. Potem przez Węgry dotarł do Francji. Wiosną 1942 r. wstąpił do Cichociemnych. I „wylądował” w kraju. W 1943 r. mówiła o nim cała Zamojszczyzna. Zajął się między innymi wykonywaniem wyroków sądów podziemnych. Ruszył na pomoc powstańczej Warszawie.

W tym czasie Sowieci realizowali już rozkazy Stalina. Na terenie Kresów a potem na terenie tzw. Polski lubelskiej rozpoczęły się mordy oraz wywózki działaczy i żołnierzy Polski Podziemnej. „Zapora” skierował broń przeciwko Rosjanom - walczył z funkcjonariuszami NKWD i zdrajcami ulokowanymi w UB i MO.

Wtedy właśnie Polacy zaczęli toczyć wojnę na dwóch frontach. Z Niemcami i Sowietami. Zaczęło się polowanie na Cichociemnych. Samolotami wywożono polskich oficerów do Moskwy. Władze rządu londyńskiego zakazały jednak walki z Rosjanami. Po przełamaniu przez Armię Czerwoną niemieckiego frontu przewaga Rosjan nad polskim podziemiem była już miażdżąca.

Jan Piwnik - „Ponury” zginął w walce z Niemcami. Maciej Kalenkiewicz – „Kotwicz”, współtwórca Cichociemnych zginął w walce z oddziałem NKWD. Jego przyjaciel od czasów szkolnych, Jan Górski padł od kuli hitlerowskiej podczas ucieczki z obozu koncentracyjnego - prawie w przeddzień kapitulacji III Rzeszy, był 17 kwietnia 1945 r.

Dramatyczny był los Cichociemnych. Gmatwały się ich losy po kapitulacji Powstania Warszawskiego. Uratowało się 73, niektórzy trafili do obozów jenieckich, inni próbowali uciekać na Zachód, na resztę polowało NKWD z bratnim ramieniem - polskimi ubekami. Trafiali do więzienia na Rakowiecką. Majora Hieronima Dekutowskiego Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał na siedmiokrotną karę śmierci!

Oto rozmiar nienawiści i ludobójstwa!


Zamordowanych zakopywano przy murze cmentarza wojskowego.

Może Ci się Spodobać

0 komentarze