JAK NIE UTONĄĆ
czwartek, grudnia 17, 2015
Nie mam się czym chwalić, ale bieg wydarzeń przewidziałem
na moim blogu kilka miesięcy temu. Nie dlatego, że jestem jasnowidzem, bo nie jestem,
lecz dlatego, że starłem się patrzeć bez miłości do jednych i bez
zacietrzewienia do drugich.
Cywilizowany, w miarę przejrzysty w innych krajach
podział na lewicę, prawicę i centrum, na ultra lewicę i skrajną prawicę, na
liberałów i konserwatystów, na lewaków, zielonych, antyklerykałów i klerykałów,
dla nas jest czarną magią.
Wszystko wszystkim w głowie się pomieszało i poplątało.
No i mamy cyrk. Cyrk tyle niebezpieczny,
co śmieszny i wesoły. Zwycięzcy bowiem wpadają na pomysły karkołomne i
odkrywcze zarazem, jak ten, aby Trybunał Konstytucyjny przenieść poza stolicę.
Jeśli już, to sugerowałbym przeniesienie całego Sejmu i Senatu gdzieś do Koziej
Wólki. Tam posłom i senatorom pracowałoby się cicho i spokojnie. Zdrowo i tanio,
bez medialnego hałasu. I jednocześnie zatkana Warszawa mogłaby nieco odetchnąć.
W tej sugestii nie kryje się ironia. Uważam pomysł przeniesienia centrali
dowodzenia za nowatorski.
Na moment wróćmy do czasów przedwojennych. Są poniekąd
wzorem. Tyle, że z tych wzorów nikt nie czerpie. Po wieloletniej niewoli i
braku własnej państwowości, nasi przodkowie w krótkim czasie potrafili stworzyć
to, co w innych krajach zachodnich konstruowano przez cały XIX wiek.
Niektórzy nie znają własnej historii. Na przykład ni z
gruszki, ni z pietruszki, postkomuniści ( ci od tego, który plótł o swojej
męskości, jak skończył już wiemy) anektują na swojego patrona Ignacego
Daszyńskiego ( premier rządu tymczasowego w 1918, potem Marszałek Sejmu II RP).
Postkomuniści mają zaś jak wiadomo tyle wspólnego z Daszyńskim, co mysz z lwem.
Innym partiom też się myli, w innym nieco wymiarze. Weźmy
zwycięskie Prawo i Sprawiedliwość. Jest to partia występująca pod szyldem
prawicy, ale gdy poskrobać mieści się w niej wszystko.
Jest prawicą, ale pod warunkiem, jeśli pisowską
prawicowość ograniczymy do haseł narodowo-nacjonalistycznych i sojuszu z
hierarchią Kościoła katolickiego. À propos tego sojuszu. Jest obecnie o niebo
silniejszy od tego, który miał miejsce w II Rzeczpospolitej.
Wspomnijmy protest hierarchów przeciwko pochowaniu
Marszałka Józefa Piłsudskiego na Wawelu. Zwyciężyła wola narodu ( VOX POPULI,
VOX DEI). To, że na pewien czas Naczelnik przeszedł z katolicyzmu na luteranizm
(wcześniej zawarł ślub w Kościele katolickim, a pokochał inną) dla rodaków nie
miało większego znaczenia. Dziś pewnie by się nie wybronił.
PiS wygrał wybory prezydenckie i parlamentarne głównie
dzięki licznym obietnicom socjalnym, zasiłkom, zmianom podatkowym, wprowadzenia
dyktatu państwa do ekonomii, bankowości no i przede wszystkim dzięki obietnicom
uczynienia z Polski raju dla wszystkich a także wsparciu medialno - modlitewnym
ojca Rydzyka.
Wiadoma rzecz: jak się obiecuje raj, a więc to, co nigdy
nie jest możliwe, znaczy, że są to obiecanki - cacanki a głupiemu radość. Jest
to krótko mówiąc populizm o lewackiej
proweniencji. Można zaryzykować, że pod
niektórymi obiecankami tego miszmaszu
podpisałby się sam Włodzimierz Iljicz Lenin.
Nie można jednak odmówić konsekwencji w działaniu pana
prezesa Lecha Kaczyńskiego, który - nieraz o tym pisałem - jest „zwierzęciem
politycznym”. Idzie jak burza. Niektórym wydaje się, że są to tylko z jego
strony niewinne harce, które prędzej czy później zakończy. Nie zakończy. To nie
jest polityk, który zatrzymuje się w połowie drogi. Rodzi się jedynie pytanie:
na ile poprawi Polskę, na ile ją popsuje?
Takie pytanie należy stawiać każdemu politykowi, które praktycznie
ma pełnię władzy. I siedzi na fotelu ponad wszelkimi regułami demokracji. Nie
jest ani prezydentem, ani premierem. Jest królem. Jest prezesem. Prezesem, który
przejął ster państwowy. Jest to zjawisko polityczne, które nie występuje w
żadnym znanym nam europejskim kraju demokratycznym. Takiej władzy nie miał nawet
Marszałek Piłsudski.
Najmniej kłopotów sprawia dziś opisanie sytuacji
największego przegranego. Jest nim PO. Jest to partia zmarnowanych szans. Nie
program ją zgubił. Był do przyjęcia. Partia to ani antykościelna, ani
nacjonalistyczna, proeuropejska, we właściwym momencie antyrosyjska, proamerykańska
i pronatowska. Zgubiła ją - już pewnie nieodwracalnie – ludzka pycha. Te
zegareczki, niewyjaśnione szwindelki jednego, drugiego, trzeciego. I
jednocześnie propaganda sukcesu na pokaz. Teraz przychodzi za to słono płacić.
Platforma Obywatelska będzie nadal dryfować i w
najlepszym razie znajdzie być może skromny kącik w „ Nowoczesnej”.
Patrząc na dzisiejszą Rzeczpospolitą ze wstydu w grobach przewracają się wielcy
Polacy. Między innymi ludowcy z
trzykrotnym premierem w Polsce międzywojennej, Wincentym Witosem i
Marszałkiem Sejmu Maciejem Ratajem.
Patrzą na swoich następców w III RP i oczom nie wierzą. Ze wspaniałej, ideowej
partii chłopskiej PSL zrobiło „dojną krowę”, która w końcu przestała dawać
mleko. A zatem nie ma o czym i o kim mówić.
0 komentarze