POLAŃSKI NA SZAFOT
piątek, października 30, 2015
Jest jakaś satysfakcja, oczywiście nie dla wszystkich do
przyjęcia, gdy winny nagannego czynu pod względem moralnym czy karnym dynda za
karę na szubienicy. Gawiedź bije brawo. Tak było w średniowieczu, bywa i dziś.
Sprawa Romana Polańskiego wyzwoliła demony. To świadczy
tak jak tylko świadczyć może o tych, którzy zamiast bronić rodaka, chętnie
widzieliby go na szafocie.
Szwajcaria jest krajem prawa. Za najdrobniejsze
wykroczenie nie tylko grozi kara, lecz jest ona natychmiast wykonywana. Nawet
za rzucenie papierka na chodniku, nie mówiąc o takich banalnych wykroczeniach
jak złe zaparkowanie samochodu, czy przekroczenie szybkości choćby o 10 km –
czeka błyskawicznie wymierzona kara.
Przyznaję, że w tym – jak się powiada – policyjnym kraju,
którego jestem nie tylko bywalcem, czuję się pod tym względem wyśmienicie.
Lepsze nawet drobiazgowe przepisy, ale przestrzegane, aniżeli takie jak u nas.
Są, ale jakby ich nie było. Sąsiad huczne życie towarzyskie zaczyna po północy,
a pies sąsiadki robi kupę na schodach. To tylko drobniutkie przykłady. A co
powiedzieć o zabijaniu dzieci i starców, znajdujących
się na przejściu dla pieszych, przez pędzące samochody.
Kilka lat temu Amerykanie zażądali od Szwajcarii
ekstradycji reżysera. I oto surowa pod względem prawnym „policyjna” Szwajcaria murem stanęła w
obronie Romana Polańskiego. Zarówno politycy, sąd, jak i jego sąsiedzi w
szwajcarskim miasteczku.
U nas dzieje się całkiem inaczej. Rodzimej, polskiej
publiczności, wśród których nie brak polityków marzyło się czy marzy nadal odesłanie Polańskiego
do amerykańskiej celi więziennej.
Niech ma za swoje. To, że panienka, z którą zabawiał się
seksualnie przed laty dawno mu przebaczyła czy to, że ponad 80-letni delikwent przeszedł przez te lata drogę przez mękę, nie jest ważne.
Zgwałcił - na szafot. Wszyscy jesteśmy
równi wobec prawa. Równi - nie równi, to trudno udowodnić, jednak w tym
przypadku kara się należy. Tak sądząc pękamy z dumy. Rozpiera nas poczucie
dobrze spełnionego uczynku. Niech ma za swoje. To będzie po „chrześcijańsku”.
Prawdziwie po chrześcijańsku sprawę Polańskiego
potraktowała Szwajcaria. Oto argumentacja tamtejszego sądu, który odmówił jego ekstradycji do USA.
Cytuję i rodakom pod rozwagę przekazuję:
Poza
rozważaniami opartymi na umowie ekstradycyjnej z USA, należy uwzględnić te
wynikające z powszechnego prawa międzynarodowego oraz klauzuli porządku publicznego.
Zgodnie z ich treścią, umowy międzynarodowe należy interpretować nie tylko
wedle ich brzmienia, lecz również uwzględniając ducha prawa i jego celowość.
Należy je wykonywać zgodnie z zasadą lojalności i zaufania. Ochrona zaufania
jest ogólną zasadą, zawartą w bardzo specyficznych formach zarówno w prawie
międzynarodowym, jak i szwajcarskim, a dokładniej – w art. 9 Konstytucji
Szwajcarii.
Po
uwzględnieniu wszystkich aspektów przedmiotowej sprawy, dotyczącej wniosku o
ekstradycję, który nie został wystarczająco poparty przedstawieniem stanu
faktycznego oraz zasad wynikających dla działań państwowych z międzynarodowego
porządku publicznego, wniosek o ekstradycję należy oddalić.
Roman Polański ze spokojem poddał się procedurze
ekstradycji w Polsce. Nie uciekał, nie ukrywał się. Do tej pory liczył na
wsparcie polityczne.
Sąd krakowski 30 października roku bieżącego wydał decyzję mądrą. Najmądrzejszą z możliwych. Orzekł, że ekstradycja Polańskiego do USA jest niedopuszczalna. Wykazał błędy i stronniczość sądownictwa amerykańskiego. I na tym właśnie podlega niezawisłość sądowa. Także i przede wszystkim niezależność od polityków.
Niestety to oni, w osobie ministra sprawiedliwości podejmą ostateczną decyzję. Są tacy, którzy najchętniej już dziś wysłaliby Polańskiego na szafot.
0 komentarze