60 - LETNIA I POWABNA
piątek, sierpnia 21, 2015
Maria Dąbrowska umarła 50 lat temu. O autorce „Nocy i
dni” już pisałem. Dziś z przymrużeniem
oka o jej słabostkach. Dotykają wszystkich. Tak twórców, pisarzy, artystów, mężów
stanu, jak i przeciętnych zjadaczy chleba.
Była kobietą niskiego wzrostu, bardzo dbająca o siebie, o
swój wygląd. Urodą nie grzeszyła.
"Skrzyżowanie jamnika z Piastem Kołodziejem" -
tak określił ją jeden z bardzo złośliwych pisarzy. Przezwisko szybko upowszechniło
się nie tylko kawiarni literackiej na
Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Pani Maria odcięła się ripostą, że
"jakaś szmata udająca literata" usiłuje ją obrazić. Ale w istocie
dotknięta została do żywego i długo niezbyt eleganckie porównanie przeżywała.
Inny „donosiciel” i prześmiewca poszedł jeszcze dalej w opisie wyglądu pisarki: „Niska,
krzywonoga, o bardzo pospolitych rysach twarzy. Fryzurę nosiła wzorem z czasów
Piasta: proste, płowe włosy z grzywką nad czołem, podstrzyżone dookoła głowy
"pod donicę".
Była całkiem nieświadoma braków swej urody. Patrzyła na siebie
przez ciemne okulary i była święcie przekonana, że jest kobietą atrakcyjną. Czuła
się kobietką fertyczną, ładną i "zgrabniutką"! - jak mówiła o tym
wprost - zastrzegając się, że są to" zasłyszane opinie".
Bolały ją wszelkie uszczypliwości, złośliwe kłamstwa,
wypływające - twierdziła - z zazdrości.
Chciała, jak większość kobiet, podobać się mężczyznom, kobietom zresztą też.
Wiele lat pozostawała w związku ze Stanisławem Stempowskim ( wybitny
wolnomularz, ojciec Jerzego Stempowskiego) i czas jakiś z pisarką panią Anną Kowalską.
Narcyzm pani Marii nie mijał wraz z młodością, lecz przeciwnie
- im była starsza, tym bardziej uwielbiała swoją postać. Utwierdzali ją w takim
zachwycie, jak sama pisze, czterej partnerzy: mąż i trzej kochankowie.
Pierwszy, ślubny małżonek, działacz niepodległościowy
Marian Dąbrowski, zwany był przez nią Mirkiem. Pisała: "Mirek bardzo mnie
kocha. Jest wzruszający w swej miłości, dzisiaj po tylu latach mówi mi rzeczy,
które powtarzam sobie potem sto razy w upojeniu, sama sobie nie wierząc".
Drugim ukochanym mężczyzną był malarz Henryk Szczygliński: „Bałamucił mnie i
uwodził w sposób tak powabny i kuszący, że z nim w końcu o świecie Bożym
zapominałam".
Wielbiciele (trzeci i czwarty) to Stanisław Stempowski i lekarz
Jerzy Czop. W czerwcu 1930 roku Dąbrowska zanotowała: "Kocha się we mnie
dwu najpiękniejszych z urody ludzi w Polsce".
Stanisław Stempowski był starszy od niej o 37 lat.
Stachno "stał się wielką moją miłością, najwierniejszym i najoddańszym
towarzyszem mego życia". „Jerzy – wspomina pisarka lekarza – był młodym
człowiekiem tak wyjątkowej od stóp do głów urody, że nikogo podobnie pięknego
nigdy w życiu ani przedtem, ani potem nie spotkałam". Sędziwemu
Stempowskiemu nie pozostawało nic innego
jak udawać, że nic o kochanku nie wie.
W lipcu 1939 r. (miała lat 50) zanotowała: „Wyglądam
świetnie i tak młodo, że sama głupieję na swój widok". W 1952 r. zapisała:
"W poniedziałek skończyłam 63 lata,
trudno mi w to uwierzyć, nie czuję się nawet na 40 i wciąż nie wyglądam na
moje lata. Wciąż jestem jeszcze zgrabna".
Dziś pisarstwo Marii Dąbrowskiej, jak i wielu innych
świetnych pisarzy, i to nie tylko polskich, blednie. Górę bierze „literacki”
chłam. Pani Maria – gdyby dziś żyła – pewnie nie wiele by sobie z tego robiła.
Miała świadomość, że jest dobrą pisarką , a nawet więcej: była święcie przekonana
o swojej wielkości.
W 1938 r. podczas spotkania autorskiego Dąbrowska wyznała: "Mówiłam tu o cieniu
wielkiego geniusza narodu polskiego Mickiewicza, i jego niespełnionym marzeniu,
by jego księgi zbłądziły pod strzechy, i o tym, że to właśnie spotyka tak
skromnego i małego pisarza, jak ja".
Maria Dąbrowska umarła w 1965 roku. Najtrudniej
przeżywała – nie tylko ona - lata stalinowskie. Ale lubiła poklask. I ulegała
pokusom reżimu. W apogeum stalinizmu w Polsce przyjęła Krzyż Komandorski z
Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski ( 22 lipca1954). Wraz z nią odebrał Antoni
Słonimski.
Kilka dni później, przy pisaniu „ Dzienników” wyrzuca z
siebie całą prawdę:
„Powietrze w
Polsce jest zatrute. Zatrute Rosją, tym bazyliszkiem narodów. Na kim spoczną
oczy Rosji, na tym wyrok konania. Powietrze jest też zatrute nienawiścią, jaką
żywi 95 % pracującego ludu Polski do Rosji i do ustroju. Przez blisko 10 lat
nie spotkałam człowieka, co by był nie już zachwycony, ale choćby zadowolony.
Nawet ci, co przyznają pozytywne znaczenie wielu dzisiejszych osiągnięć, czują
że ceną ich jest obroża.
I to deprymujące, duszne kłamstwo, przecież wszyscy
kłamią, a ja sama nie wiem już, co się ze mną dzieje, co myślę, co czuję. Ja,
prawdziwa, leżę zdeptana moimi własnymi stopami. I nigdzie nic, żadnej
przeciwwagi – niema nigdzie świata, dla którego warto byłoby żyć. Doprowadzić
do takiego stanu mnie, co tak uwielbiam życie, że zdawało się – nic nie może mi
go obrzydzić – to coś mówi o naszej rzeczywistości”.
0 komentarze