LEKCEWAŻENIE POWSTANIA 1944
wtorek, sierpnia 04, 2015
Znany, głośny, nagradzany, wyśmienity paradokumentalny
film Jana Komasy „Miasto 44” – dramat o
Powstaniu Warszawskim – został pokazany w publicznej telewizji niemieckiej ZDF.
Emitowano go w czasie wysokiej oglądalności. Była ona znikoma (udział 5.6%
widzów).
Film został poprzedzony zapowiedziami, dyskusjami na
temat samego Powstania 1944. Jednak widzowie wybrali do oglądania emitowany, w tym
samym czasie, serial kryminalny, śledziło go 3 miliony widzów.
Pani prezydent zacnego miasta w Polsce (nazwę miasta i
nazwisko młodej pani w nim rządzącej, z wymuszonej grzeczności pomińmy), w
rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego postanowiła dać dowód swojego
patriotyzmu i głębokiej wiedzy historycznej.
Złożyła piękny wieniec, ale nie tam gdzie trzeba. Miasto
nie jest wielkie, nie ma w nim wiele pomników. Lecz ona, ubrana elegancko, prawie jak
na wesele, złożyła hołd, już nie ważne komu, ważne, że nie był to pomnik
Powstańców 1944. Pomaszerowała w urzędowej asyście pod pomniczek, być może, miejscowego notabla.
Dla tak ważnej figury nie jest istotne komu oddaje hołd,
gdzie składa wieniec. Podmiotem jest ona
- ważna figura. A czy to jest pomnik bohaterów Powstania czy nie jest –
tym jej się zajmować nie wypada. Zajmuje się przecież sobą, co i tak jest sporym
wysiłkiem umysłowym i dowodem wystarczającej wiedzy historycznej.
Z tą wiedzą najwięcej kłopotów mają liderzy postkomunistyczni, jak
ów wódz z miasta Łodzi, działacz młodego pokolenia, który ciągle błyszczy,
aczkolwiek raz udało mu się zabłyszczeć w niespotykanej skali.
Zakomunikował bowiem publicznie, że Powstanie Warszawskie wybuchło
w 1989 roku, a PRL upadła jeszcze wcześniej, daty „cudu nad Wisłą” czyli lania,
jakie Piłsudski sprawił Sowietom nie zdołał nawet błędnie zakomunikować, zaś
powstanie styczniowe – stwierdził poprawnie – miało miejsce w styczniu, tyle,
że nie wiedział w którym wieku.
Niemcom można darować, że wybrali oglądanie filmu
sensacyjnego, zamiast świetnego filmu o Powstaniu 1944. Trochę to nieładnie, w
końcu dobrze byłoby, gdyby popatrzyli kim byli ich dziadkowie i jak postępowali
z nastolatkami - Polakami podczas
przesłuchań. Ale nie znęcajmy się.
Odnoszę wrażenie, że polski widz telewizyjny
również wybrałby to, co lekkie, nie zawsze mądre: pif-paf przez płotki.
Jednak groza ogarnia, gdy niektórzy rodacy, w dniach niezwykłych, rocznicowych, świętych dla każdego Polaka, wybierają się na warszawskie Powązki i gwiżdżą. Nie gwiżdżą. Wyją. Gorzej niż kibole. Nawet, gdyby zobaczyli tam swojego największego wroga, z szacunku dla tych, którzy polegli w Powstaniu 1944 czy innych narodowych bojach, wolno im tylko jedno.
Stać w pokorze na baczność!
0 komentarze