SPOWIEDŹ SŁAWOMIRA MROŻKA
czwartek, sierpnia 13, 2015
Sławomir Mrożek (na zdjęciu) urodził się 85 lat temu, zmarł dwa lata temu - 15
sierpnia. Zdążył się wyspowiadać - w
kilku tomowym „Dzienniku”.
Pisał go przez dziesięciolecia, jak twierdził, bez
zamiaru publikowania, w co należy wierzyć, gdyż mało kto, może nikt, nie
zdobyłby się na taką szczerość, na jaką zdobył się autor „Tanga”.
Jego szczerość
graniczy momentami z kiczem. Przede wszystkim filozoficznym ( bo Mrożek
filozofem nie jest), a nawet literackim (choć Mrożek jest wybitnym autorem
sztuk t eatralnych). Lecz ów kicz, z którego, można pokpiwać, jest szczególnej
proweniencji.
Sławomir Mrożek nie pisze kiczowato, natomiast momentami
sięga do kiczu, jako formy zapisu, zdaje się za nim chować, kryje się, aby tym
brutalniej uderzać w samego siebie. W swoją przeszłość, życie i twórczość. Jest
to w istocie poszukanie odpowiedzi na pytanie o sens życia.
Szukał go przez całe życie i nie znalazł. A więc co w tej sytuacji należy robić? Jak żyć? Jak postępować? Mrożek odpowiada: należy żyć swobodnie.
Wiele powiedziane i prawie nic. Jest to jedno z
najtrudniejszych pytań w życiu. Każdy musi na nie sam znaleźć odpowiedź. Mrożek
szukał je przez długie lata. Niewykluczone, że w tym celu prowadził „Dziennik”.
Jeśli w ogóle mówić o „kiczowatości” w wydaniu Mrożka, to
jest ona tarczą ochronną. Po to między innymi, aby zapisu - spowiedzi ( bo
„Dzienniki” są spowiedzią) nie brano jednak zbyt poważnie. Mrożek bawi się
sobą, jednak jest to zabawa przez łzy. Bawi się swoim życiem opowiadając o
słabostkach i słabościach, zwłaszcza tych ukrytych, skrywanych przed światem.
U Mrożka nie ma cienia ekshibicjonizmu, nie ma żadnej
próby epatowania, fascynowania innych swoją osobą. Ani siebie nie wybiela, ani
nie upiększa, ani nie przemilcza tego, co zazwyczaj pamiętnikarze, za życia,
nie przekazują do publicznej wiadomości. W naszych czasach króluje samochwalstwo, byle cybernetka czy cyberneta pisze niby to wspomnienia, które wypełnia przede wszystkim kłamstwo na własny temat.
„Dziennik” to naga prawda o zmaganiach Mrożka z samym
sobą. Katolicy próbują dokonać tego przed kapłanem w konfesjonale. Mrożek nie
utrzymywał kontraktów religijnych z
Kościołem. Wybrał pisanie „Dziennika”. Liczy ponad 4 tysięcy stron ( w
maszynopisie i odręcznych notatkach). Zapiski
prowadził przez prawie 27 lat, na trzech kontynentach, pisał – był poliglotą –
po polsku (większość), po angielsku, francusku i hiszpańsku, najczęściej w
języku, w którego kraju akurat przebywał.
Pierwsze strony powstały w październiku 1962 r., gdy
Mrożek mieszkał jeszcze w kraju. Jednak do pierwszych zapisów doszło nawet
wcześniej, gdy miał 17 lat, jak to określił, dla wprawy, początkowo dla wprawy,
pisałem, pisałem...
Te pierwociny zniszczył po włamaniu do jego mieszkania,
prawdopodobnie było to dzieło bezpieki. Nie chciał, aby coś takiego się
powtórzyło, więc pierwsze zapisane tomy spalił. Przez całe późniejsze życie
chronił „Dziennik”, jak największy skarb, zapisane zeszyty woził z sobą,
zjechał z nimi pół świata.
Mrożek jest jak bokser, który nie wiadomo czemu wyszedł
na ring, aby walczyć z opuszczoną gardą, bez najmniejszej chęci do obrony. W
naszych czasach dominuje wizerunek człowieka sukcesu, który żadnym kulom się
nie kłania. Jest dobry, najlepszy, od kołyski do trumny. Ktoś taki jak Mrożek,
który pisze o sobie, że był gnojem, to
mięczak, facet niespełna rozumu.
Dziś prawie wszyscy jesteśmy gwiazdami. Od urzędniczki w
gminie, poprzez trzeciorzędnego aktora, po partyjnego lidera. Każdy chce być
najlepszy i za takiego się uważa. Kto wątpi w siebie, przegrał już na starcie.
Specjaliści od wizerunku mają pole do popisu. Media kreują parodię
rzeczywistości. Stąd tylu ludzi gotowych jest „sprzedać nawet własną matkę”,
aby tylko zobaczono jego twarz w okienku telewizyjnym.
Mrożek nie dbał o tanią popularność. I wcale nie buntował
się przeciwko rzeczywistości. Gdy po śmierci pierwszej żony (malarka Maria Obremba) stracił
kontakt ze światem, uciekł w alkohol. Zawsze na świat patrzył bez kompleksów,
bez nienawiści, ale i bez zachwytu.
Autor „Tanga” i „Emigrantów”, w swoich utworach drwił z
rzeczywistości i z Polaków. Mało kto ma odwagę pokpiwać z rodaków, wypominać im
wady, zapiekłość, głupotę i zaściankowość.
Do odważnych należeli Witold Gombrowicz i Czesław Miłosz, dużo
wcześniej Juliusz Słowacki, Cyprian Kamil Norwid, Bolesław Prus. W tym gronie
znalazł się również Mrożek. Nie oszczędzał ojczystego gniazda. U nas, jeśli
ktoś rzuca „swoim” w twarz słowa gorzkiej prawdy, musi być przygotowany na to,
że ruszą na niego zwarte, bojowe szeregi. Będzie bojkotowany, opluwany. Ten kto
pisze gorzką prawdę – kala ojczyźniane gniazdo.
Mrożek w jakimś sensie podążał – choć inna jest jego ranga poetycka, nie jest żadnym Wieszczem
– śladami wielkiego Cypriana Kamila Norwida. Wieszcz – Norwid, ten Polak nad
Polakami, do bólu kochający Ojczyznę, pisał wszak gorzkie strofy o rodakach.
Cenny zapis o nim pozostawił przyjaciel poety, Fryderyk
Chopin. W liście do Delfiny Potockiej pisał o Wieszczu: „Norwid znowu był u
mnie, kocham go i bardzo szanuję…między
innymi dowodził mi gorąco, że tak jak człowiek, to i naród nigdy się nie
zmienia, zawsze ma te same wady i zalety…i my swoich zalet i wad nie stracimy – warcholstwo, brak zgody,
prywata, co nas w niewolę strąciły, jeśli się cudem dźwigniemy, gotowi strącić
znowu. Słuchałem go jak ponurego proroka i słuszność mu przyznać musiałem”.
Oto wielka nasza kompozytorska duma i
sława - sam Chopin, podąża za Norwidem w
ponurym spojrzeniu na rodaków. Jakby widzieli to, co dzieje się w dzisiejszej Polsce!
Gdy w Polsce wymachuje
się biało-czerwoną na prawo i lewo a z ust płynie jad nienawiści – życie
staje się udręką.
Mrożek doznał tej udręki, gdy po latach emigracji wrócił
do Polski i pomieszkał kilka lat w wolnej, III Rzeczpospolitej. I gdy zobaczył
w jakim stylu toczą się polskie spory, te ośmieszające i upiorne wojny
polsko-polskie, kłótnie na każdym kroku i na różnych szczeblach, opuścił Kraków
i osiadł w Nicei.
Nie tylko dlatego, że panuje w niej pogodny klimat.
Człowiek wolny nie może sobie pozwalać na niszczenie wolności przez otaczającą
go nienawiść, oszczerstwa i morze żółci.
Mrożek był człowiekiem wolnym. Wolnym od przesądów,
nacisków z zewnątrz, od tłumu, który bywa bezlitosny, od polityków, którzy
kochają samych siebie i nienawidzą wszystkich innych.
0 komentarze