PREZYDENT TRZYMA MOWĘ

poniedziałek, sierpnia 17, 2015




Arystoteles twierdził, że przemawianie to sztuka budzenia wiary. Winston Churchill mawiał, że dobre wystąpienie powinno wyczerpać temat, nie słuchaczy.

Przemawiać trzeba umieć. Przemówieniem można słuchaczy uśpić, można ich pobudzić do działania, można ich do siebie zniechęcić albo wzbudzić zainteresowanie.

W III RP każdy z prezydentów miał wady i plusy. Lech Wałęsa – to wiecowy żywioł. To był jego wielki plus. Ale nie dbanie o formę przynosiło potknięcia. Kwaśniewski był gładki w formie, w treści sprytny, czym niektórych zwiódł.  Lech Kaczyński był  mówcą gabinetowym, nie wiecowym, zaciekawiał tym, co mówił swojego rozmówcę, nie zaś masy. Bronisław Komorowski – typowy inteligent, stąd mniej w jego mowach było niekiedy potrzebnego patosu, więcej zaś refleksji.

Jaki będzie prezydent Andrzej Duda dowiemy się za czas jakiś, ale już dziś widać, że mowa prezydencka będzie dla niego ważnym narzędziem pracy. 

Nie zaniedbał nauki u specjalistów. Porusza się zgrabnie, nie jest na twarzy martwy, nijaki, „gra” twarzą, nawet z pewną przesadą, wyraz twarzy współgra u niego z tym, co mówi i do kogo. Dostrzec można, że pracuje nad sobą, jednak dobrze dla niego będzie, jeśli nie przesadzi z akcentami aktorskimi.

Ważne jest, aby przywódca nie mówił sobie a muzom, czyli nie obiecywał gruszek na wierzbie, bo wówczas prędzej czy później spotka go kara w postaci porażki.

Osobiście z wszystkich naszych narodowych wodzów, których słuchałem na pierwszym miejscu stawiam Józefa Piłsudskiego. Niestety znajomość ta jest szczątkowa, niemniej średnio inteligentny osobnik, nawet po wysłuchaniu fragmentarycznych jego mów może sobie wyrobić zdanie.

To był mówca całą gębą. Poza talentem był świetnie przygotowany: oczytany w literaturze rodzimej i światowej, otrzaskany na salonach europejskich, władający soczystym słownictwem polszczyzny i  cudzoziemczyzny, jeśli tak można powiedzieć, no i przede wszystkim miał wizję kraju. Nie na odległość najbliższych wyborów, lecz na odległość następnych pokoleń. 

Takich polityków – mówców w III RP nie ma.

Cyceron uczył tak: „Mówca publiczny powinien przekonująco i atrakcyjnie przedstawić ten sam temat, który inni omawiają banalną i pozbawioną emocji frazą”.

Horacy: „Dobra mowa musi sprawić przyjemność słuchaczom i im służyć”.

Brytyjski polityk i mąż stanu George Canning : „Cała sztuka przemawiania polega na tym, aby wiedzieć, czego nie należy mówić”.

Charyzmatycznymi mówcami byli:  Abraham Lincoln, Franklin Roosevelt, Winston Churchill, Martin Luther King, John Fitzgerald Kennedy, Ronald Reagan.

Różniło ich wiele, łączyło zaś to, że przemawiali z sercem, żarliwie, przez to nawet lapsusy językowe stawały się mało ważne. Gładkie przemówienie zawsze bywa  nudniejsze od mowy pełnej zapału, nawet z jakimiś potknięciami.  

Winston Churchill miał poważną wadę wymowy, ale w mowie był dowcipny, treściwy, wierny zasadzie, że „należy pamiętać, aby początek i koniec znajdowały się możliwie jak najbliżej siebie”.

Prezydentowi III RP, pani premier III RP i wszystkim, którzy pracują w służbie dla Ojczyzny dedykuję więc jego słowa:

 „Dobry polityk musi umieć przepowiedzieć,
co będzie się działo jutro, za tydzień,
czy za rok i musi umieć wytłumaczyć,

dlaczego nie zaszło to, co przepowiedział”

Może Ci się Spodobać

0 komentarze