NIKOMU NIE ŻYCZĘ ŹLE
wtorek, sierpnia 18, 2015
9 stycznia 1898 r. znany już na obu półkulach pianista i
kompozytor Ignacy Jan Paderewski, sprawujący mecenat nad młodymi polskimi
talentami, ogłosił dwa konkursy, jeden na utwór muzyczny, drugi na sztukę.
Henryk Goldszmit przygotowywał się do egzaminów maturalnych.
Od pewnego czasu sięgał po pióro. Miał już gotowy utwór pod tytułem „Którędy?”
Szukając pseudonimu uwagę zwrócił na tytuł powieści Józefa Ignacego : „Historia
o Janaszu Korczaku i pięknej miecznikównie”. Janasz Korczak – dobry pseudonim.
Zdał maturę, wybrał studia medyczne. Pierwszą nagrodę w
konkursie Paderewskiego otrzymał Lucjan Rydel za baśń „Zaczarowane koło”,
czwartą lokatę, jako wyróżnienie zdobył świeżo upieczony student medycyny
Janasz Korczak. Potem zmienił „a” na „u” i tak narodził się Janusz Korczak.
Miał talent pisarski. Gdy za czas jakiś ukazał się
drukiem jego zbiór felietonów pt. „Koszałki opałki”, recenzenci prześcigali się
w pochwałach. Wybitny krytyk Stanisław Brzozowski nie krył zachwytu. Kolejne utwory
otwierały przed Korczakiem drogę na literacki Olimp.
Gdy jednak zetknął się z powołanym przez warszawskich Żydów
Towarzystwem „Pomoc dla Sierot”, a podczas pobytu zagranicą poznał
funkcjonowanie podlondyńskiego Forest Hill, gdzie znajdowały się nowocześnie
zorganizowane sierocińce, utwierdził się w przekonaniu, że nie pisarstwo
(którego zresztą nigdy nie rzucił), nie medycyna ( która pozostała ważnym
instrumentem w jego działalności), lecz pomoc dla sierot, dla biednych dzieci –
oto jest zadanie, cel życia.
Zajmował się nie tylko dziećmi żydowskimi. Do Pana
Doktora lgnęła dziecięca biedota z warszawskich przedmieść. Gdy szedł ulicą,
nie mógł się opędzić od witającej go gromadki małych Polaków. Dzieląc się radością spotkania z Doktorem dzieci mówiłypotem : „Szkoda,
że Pan Doktor jest Żydem”.
Zaś dzieci żydowskie z Domu Sierot współczuły
opiekunce, która nie była Żydówką: „Szkoda, że pani jest gojką”.
Doktor Korczak robił swoje. Kochał wszystkie dzieci Rzeczpospolitej, polskie i
żydowskie. Dla nich napisał „Króla
Maciusia”. Na tej bajce wychowało się kilka pokoleń ( przed – telewizyjnych ).
Maciuś jest sierotą, jest samotny. Wchodzi w świat
kłamstwa i podłości. Zło rządzi światem. Jest to jednak świat bogaty w marzenia.
Maciuś jako królewicz buduje raj na ziemi, poznaje piękną księżniczkę, kochają
go poddani.
Nie ma jednak, jak być powinno w prawdziwej bajce,
pomyślnego zakończenia. Królewicz wcale nie wygrał, przegrał na całej linii:
wdał się w konflikty, wojny, zrujnował to, co zbudował. Smutny król - przyjaciel już wcześniej przestrzegał, że dobroć i szlachetność w
konfrontacji z realiami życia – najczęściej przegrywają, a nawet muszą przegrać.
Korczak jednak ułaskawił
Maciusia, wysyłając go na bezludną wyspę. Co to za wyjście? Bezludzie.
Najsmutniejsze z możliwych.
Dyktatorski przewrót majowy 1926 Janusz Korczak widział
podobnie jak Marszałek. Zamach stanu był wydaniem wojny cwaniakom i politycznym łajdakom.
Korczak w Piłsudskim widział autorytet moralny. Po
zamordowaniu prezydenta Gabriela Narutowicza, dla Korczaka tylko Piłsudski był gwarantem
spokoju, tamą przed antysemicką prawicą. W lipcu 1926 r., w rocznicę urodzin,
czterdziestoośmioletni Doktor Korczak otrzymał Krzyż Oficerski Orderu Polonia
Restituta.
Po śmierci Józefa Piłsudskiego antysemityzm wrócił „na salony”. Doktor Korczak stracił pogadanki
w Polskim Radiu.
Janusz Korczak był masonem. Ten fakt - można powiedzieć - "potwierdza" antysemickie bzdury o żydomasonerii, która rządzi światem. W loży
„Gwiazda Morza”, „Żydo - Polak” Doktor Korczak zasiadał obok hrabiny Kazimiery
Plater, aktora Juliusza Osterwy, aktorki Zofii Małynicz i piłsudczyków.
Znalazł w
wolnomularstwie te wartości, którym hołdował mąż Marii Dąbrowskiej - Marian Dąbrowski, a potem jej wieloletni
towarzysz życia, kanclerz Wielkiej Loży Narodowej, Stanisław Stempowski (
ojciec Jerzego - wybitnego eseisty, współpracownika paryskiej „Kultury”).
Najbliższy Korczakowi był piłsudczyk, pułkownik, potem
generał Michał Tokarzewski – Karaszewicz, twórca podziemnego ruchu oporu,
zalążka Armii Krajowej.
Wartościami, które wciągnęły Korczaka do grona polskiej
masonerii była idea skupienia ludzki wszystkich ras, religii i narodowości,
którzy chcą wpływać na moralną odbudowę, w przekształcenie złego świata w świat
dobry.
Czy było to realne? Czy królewicz w „Królu Maciusiu” nie
przegrał w swoim wyidealizowanym marszu ku osiągnięcia piękna, sprawiedliwości
i dobra?
Sierpień roku 1942 nie był aż tak upalny jak tegoroczny. 6
sierpnia dzieci Korczaka stały uformowane w czwórki. Były schludnie ubrane, nie
wyglądały na zagłodzone. Korczak, który odmówił podziemiu ratowania go, stał
obok nich smutny i samotny, nikt do niego nie podchodził, zalegała cisza.
Podczas marszu dzieci złamały szyk, zaczęły iść gęsiego.
Kolumnę prowadził SS-man. Władysław Szpilman zapisał, że SS-manowi spodobał się mały chłopczyk i kazał mu grać na
skrzypcach. Po załadowaniu do wagonu, transport dzieci z Krochmalnej pojechał
do Treblinki. Korczak poszedł z nimi do gazu.
Dwa dni wcześniej zanotował w „Pamiętniku”: ” Nikomu nie
życzę źle. Nie umiem. Nie wiem, jak to się robi”.
0 komentarze