W POSZUKIWANIU MĘŻÓW STANU

piątek, czerwca 19, 2015




Nie tylko badania socjologów mówią o niskich notowaniach polskiej klasy politycznej. Z obojętnością wobec nich, najczęściej dezaprobatą, spotykamy się w miastach i miasteczkach, w całej naszej Ojczyźnie.
 
Stosunkowo najłatwiej znaleźć kogoś przyzwoitego na szczeblu wójta.  Mieszkańcy znają go osobiście. Wiedzą kto drań a komu można zaufać i dzięki temu wybór jest prostszy. Kandydaci na prezydentów miast, posłów i senatorów to prawdziwa ruletka.

Żeby nie być posądzonym o stronniczość wynikającą z antypatii do aktualnie rządzących, oznajmiam obiektywnie, że ta niechęć wobec polityków rozlewa się na wszystkie możliwe skrzydła i opcje. Sporo partyjek i ich liderów – od Palikota do Korwina - Mikke, w kolejce czeka Miller – znikło ze sceny lub wkrótce to nastąpi. Ten proces oczywiście można zapisać do pozytywnych zjawisk.

Zrozumiałe, że zawsze w najgorszej pozycji znajdą się rządzący, gdyż dobrze pamiętamy ile naobiecywali  gruszek na wierzbie. Nawet gdyby obietnice ich były szczere, to i tak wierzba - drzewo, które potrafi znieść niejedną burzę i zawieje - musiałaby się pod obiecankami cacankami załamać.

Uwaga ta dotyczy wszystkich, literalnie wszystkich ekip III Rzeczpospolitej. Wyłączam rząd Tadeusza Mazowieckiego, który nie obiecywał  złotych gór, lecz wziął się solidnie do roboty i zdołał przeorać  system postkomunistyczny. Z mozołem, mrówczym wysiłkiem oraz rozwagą  położył podwaliny pod system demokratyczny.

Wkrótce jednak miało się okazać, że to MY NARÓD , ale przede wszystkim rządzący  zaczęli demokrację rozumieć na opak. Każdy po swojemu. Przeważyła zasada wyrażająca się przysłowiach: wolność Tomku w swoim domku, każdy sobie rzepkę skrobie.

Pisanie o tej czy innej opcji, partii w przekroju ćwierćwiecza III RP nie sprawia szczególnej przyjemności. Zatem być może warto się zastanowić nad tym, czy w ogóle politycy są nam potrzebni. To znaczy tacy politycy, którzy kłamią, kradną i są w istocie niekompetentni, choć tyle pozytywnego o swoich osobistych kompetencjach opowiadają. 

Jest to zresztą stara zasada: głupszy zawsze mówi najwięcej o swojej mądrości, patałach - o swojej sprawności itp.

W ostatnich tygodniach pojawił się w Rzeczpospolitej nie lada wizjoner. Pomysły, którymi obdarza nas znany muzyko - śpiewak - czystej wody populista słucha się z przyjemnością wtedy, gdy się nie myśli.

Jest to istotnie głos odświerzający stęchłą atmosferę. Ale tylko na pięć minut. Bo gdy wyciśnie się z mowy- trawy jakiś sens, jest go tyle, co kot napłakał. Pokrzyczeć, naobiecywać i na koniec zburzyć. To nie jest pomysł. To jedynie zabawa w berka.

Rewolucja na "nie", czyli burzenie - to czystej wody  leninowska klasyka.

Wracając zaś do głównych, od lat działających w III RP partii - wszystkie cechuje to samo: brak wizji. Ale wizji nie na dziś, nie na jutro, lecz na odległą przyszłość.

Winston Churchill zapytany, na czym polega różnica między politykiem a mężem stanu, odparł, że polityk myśli tylko o następnych wyborach, mąż stanu - o następnych generacjach.

Nie pozostaje nam nic innego jak rozpocząć poszukiwania takich właśnie polityków w naszym kraju. Potrzeba nam bowiem nie dorobkiewiczów i darmozjadów, lecz mężów stanu.


Diogenes z Synopy ( V-IV w. p.n.e.) chodził ze świecą  po ulicach i szukał człowieka. Wyjątkowego, mądrego, uczciwego.Takiego, takich nam potrzeba na politycznej górze. Pewnie jest to mało realne ale popróbować trzeba. Nawet jeśli okaże się to szukaniem igły w stogu siana.

Może Ci się Spodobać

0 komentarze