WIESZCZ NA KRYMIE
piątek, czerwca 05, 2015
Jesienią 1853 r. konfrontacja zbrojna była już pewna. Po
jednej stronie okopała się Rosja, po drugiej Francja, Anglia i Turcja, krajom
tym sprzyjała również Austria. Tak więc po raz pierwszy od Kongresu
Wiedeńskiego 1815 r. zachwiał się sojusz mocarstw, który przez prawie 40 lat
utrzymywał w Europie przyjazną polityczną równowagę między wielkimi tego
świata. Kongres „uprawomocnił” rozbiory, potwierdził los Polaków jako narodu
bez własnego państwa.
Napomknijmy, że w swojej wojennej retoryce Putin
podzielił się pragnieniami powrotu do
ustaleń mocarstw z 1815 r. i do Jałty 1945 r. Wówczas – jego zdaniem – Europa
pozbyłaby się dziś wszelkich kłopotów.
Gdy pojawiły się pęknięcia wśród rządzących Europą,
polscy politycy dostrzegli w tym szansę, przewodził im twórca słynnego Hôtelu
Lambert, książę Adam Czartoryski, wówczas już 83-letni starzec. Wysłał do
Turcji weterana powstania listopadowego i Wiosny Ludów Michała Czajkowskiego,
aby utworzył tam polski legion. Wyjątkowo aktywna była grupa demokratów z
paryskiego Koła Polskiego, finansowana przez Ksawerego Branickiego. Jednak
jakiekolwiek planów nie można było zrealizować bez ożywienia serc i umysłów
Polaków. Do tego zaś nikt lepiej się nie nadawał od Adama Mickiewicza.
Jemu zatem należało powierzyć duchowe dowództwo nad
legionami. Jego błogosławieństwa potrzebowano. Nie znał się na wojaczce. Ale
znał polskie serca.
Najpierw, z niewielkim skutkiem, Wieszcz przystąpił do
godzenia zwaśnionych stron w gronie emigracji. Wołał do kłócących się rodaków: „Nie
ma czasu na kłótnie, jeno każdy róbmy, co umie”.(Na marginesie: apel ten warto
skierować do dzisiejszej klasy politycznej!)
Aczkolwiek Mickiewicz sam sprzyjał przede wszystkim
demokratom i krytykował zarówno Adama Czartoryskiego, jak i zwaśnionego z
sędziwym księciem Władysława Zamoyskiego, to jednak szukał wspólnej linii
działania. Gdy demokraci w sporach o przywództwo przegrali, poeta został
pośrednikiem księcia Adama. Uznał, że przy jego boku będzie mógł najskuteczniej
służyć idei odrodzenia Polski. I tak doszło do decyzji wyjazdu na Krym.
Poprzedziły ją dyskusje w gronie emigracji. Nie brakło
głosów (Tytus Działyński z zaboru pruskiego), aby w nadchodzącej wojnie
krymskiej poprzeć Rosję, być może – twierdził – łatwiej Polakom będzie dogadać
się z Rosjanami, wszak to Słowianie, aniżeli służyć Anglikom i Francuzom,
którzy nie raz dawali wyraz obojętności dla polskich spraw.
Mickiewicz nie miał
złudzeń. Z Rosją – wykładał swoją koncepcję – można z pewnością wspólnie ruszyć
na wrogie Niemcy, ale pod jednym warunkiem. Sojusz z nią musiałby się opierać
na przyznaniu Polakom prawa do jestestwa, bycia, życia narodowego polskiego.
Decyzja wyjazdu na Krym zapadła, aczkolwiek Francuzi
sprawę traktowali co najmniej z przymrużeniem oka, zwlekali z przyznaniem poecie
wizy. A czas naglił. Wszak miał zostać ojcem chrzestnym polskich legionów na
Krymie. Które ruszą przeciwko Moskalom. Które u boku wojsk sprzymierzonych
utorują im drogę do kraju. Zapał Mickiewicza do działania był tak głośny, że w
końcu sam cesarz Napoleon III zajął się sprawą. Z przyczyn dyplomatycznych –
Mickiewicz nie miał francuskiego obywatelstwa – nie można było ujawnić celu
wyjazdu poety.
Akurat w dzień jego wyjazdu z Paryża, po krwawych
walkach, toczonych przez okrągły rok, wojska francuskie i angielskie zdobyły
Sewastopol. Dziewięć dni trwającą podróż – najpierw trakcją kolejową z Paryża
do Lyonu, następnie powozem do Marsylii, wreszcie okrętem przez Morze
Śródziemne do Stambułu – zniósł wyśmienicie. Zaskoczyła go uprzejmość tubylców
i zachowanie handlarzy, którzy nie byli natrętni i dlatego – jak pisał w jednym
z listów – po raz pierwszy w życiu miałem ochotę czynić zakupy. Nie miał jednak
wiele czasu na zwiedzanie ani Stambułu, ani Konstantynopola.
Odwiedzali go
tłumnie nie tylko rodacy, zabiegali o jego względy przede wszystkim dyplomaci
brytyjscy, rozmowy z nimi skwitował krótko: „Anglia nie chce nic uczynić i nie
uczyni niczego dla Polski”. Wszak przyjechał na Krym po to, aby za udział
legionów polskich w wojnie z Moskwą, uzyskać zapewnienie pomocy w odrodzeniu
Polski. Swoim zwyczajem Zachód niczego nie chciał nawet obiecać.
Półwysep krymski w swojej wielowiekowej historii
podbijali i zamieszkiwali Scytowie, Kimerowie, Sarmaci, Ostrogoci, plemiona
tureckie, w czasach starożytnych docierali tu Rzymianie i Grecy, nawet dziś u
tych, którzy jeszcze pozostali na półwyspie Tatarów krymskich, widać na
twarzach greckie rysy. Bogata, różnorodna jest mozaika kulturowa tej ziemi.
Wyróżnia ją jedno. Rosjanie występowali w roli agresora.
Nie jest wcale tak, jak mało dowcipnie starał się
zabłyszczeć na jednej z konferencji prasowych szef rosyjskiej dyplomacji
Ławrow, stwierdzając, że Rosji jest bliżej do Krymu, niż Wielkiej Brytanii do
Falklandów. Jeśli miał na myśli mile czy kilometry, to miał rację. Pod każdym
innym względem Kreml wobec Krymu występował zawsze w roli napastnika.
Bynajmniej nie znaczy to, że z Krymu nie ruszały na Rosję hordy tatarskie.
Przełomowy był rok 1453, gdy Turcy osmańscy zdobyli Konstantynopol. Moskwa
znalazła się w klinczu, gdy Turcy zawarli sojusz z naszym królem Kazimierzem
Jagiellończykiem. Rosjanie stracili bowiem dostęp do morza.
Sytuację zmieniły ataki Rosji w 1686 i 1687 r. Kilka lat
później car Piotr I zbudował pierwszy port rosyjski. Dzieła podboju dokonała
caryca Katarzyna II. Wkroczyła na Krym i go zaanektowała mniej więcej w tym
samym czasie, gdy doprowadziła do rozbioru Rzeczpospolitej. Jej manewr w
odniesieniu do półwyspu niejako powielił Putin.
Namiestnik carycy Potiomkin
wymordował 30 tysięcy Tatarów. Putin Tatarów krymskich uważa za obce ciało,
wrogie Moskwie. Nie wiele się jego polityka rożni nie tylko od carycy
Katarzyny, ale przede wszystkim od Stalina.
W 1920 r. czekiści wymordowali prawie 70 tysięcy Tatarów.
W ramach stalinowskiej czystki z rąk NKWD zginęło 280 tys. Tatarów. Wśród
Tatarów krymskich wielu nosi polskie nazwiska. To być może dawni potomkowie
Polaków branych w jasyr.
Po sukcesach militarnych cara Piotra I i Katarzyny II
przyszła klęska. Wojna krymska (1853-1856) obnażyła słabość Rosji. Po
przegranej wojnie musiała odstąpić południową część Besarabii Turcji, która
utrzymała protektorat nad Mołdawią, Wołoszczyzną i Serbią. Morze Czarne
ogłoszone zostało jako neutralne, czyli otwarte dla wszystkich flot, a ponadto
mocarstwa zachodnie przejęły opiekę nad całą ludnością chrześcijańską w
imperium tureckim.
Mickiewiczowskie legiony zapisały się w historii jako
bohaterski udział Polaków w zwycięstwie, jednak bez osiągnięcia upragnionego
celu. Ani na krok nie zbliżyliśmy się do odzyskania niepodległości.
Poza wojskiem legionowym Mickiewicza, na stworzenie
którego wyraził zgodę sułtan, oddziały kozaków osmańskich utworzył Michał
Czajkowski (Sadyk Pasza), zaś Władysław Zamoyski – polską Dywizję Kozaków
Sułtańskich. W 1855 r. zgłosiła się do służby Józefa Rostkowska. Została
podlekarzem przy sztabie Dywizji Kozaków Sułtańskich.
Mickiewicz najlepiej czuł się w towarzystwie Michała
Czajkowskiego. Były tego dwa powody. Podległy Czajkowskiemu pułk kozaków
nieregularnych odmówił poddaniu się dowódcom brytyjskim. Wieszcza rozrzewniła
szlachetność, rycerskość pułku. Nie chcieli bowiem – jak to ujął poeta – zostać
najemnikami angielskimi. Drugi powód był poważniejszy.
Otóż pod Czajkowskim
służyło 200 ochotników żydowskich, przeważnie dezerterów z armii rosyjskiej.
Mickiewicz wpadł na pomysł, aby niezależnie od legionu polskiego, stworzyć
legion żydowski. Obudził się w nim, w poecie – pisze w znakomitej, wydanej
niedawno, liczącej 700 stronic biografii Mickiewicza, amerykański uczony
polskiego pochodzenia Roman Koropeckyj – „a może i Żyd”, dla którego
emancypacja polskich Żydów była czymś bardzo ważnym, który głosił, że bez
wyzwolenia Żydów i rozwoju ducha Polska powstać nie może. Michał Czajkowski zareagował na jego pomysł, pisząc w liście do
żony, nieco humorystycznie: „to będzie dziwoląg niesłychany widzieć Żydów
zbrojnych w parze z kozakami pod komendą szlachcica polskiego”.
Mickiewicz czas spędzał wśród żołnierzy, w obozie
wojskowym w Burgas. Jednak dla poety (lat 57) warunki obozowe stawały się coraz
trudniejsze do wytrzymania. Prażące słońce, codziennie wiele godzin jazdy na
koniu, wilgotne noce, na obiad bezustannie kapusta z sarniną – wszystko to
zaczęło się odbijać na zdrowiu.
Był jednak uniesiony sytuacją. Porywała go myśl
walki o Polskę z Rosją na Krymie. Sił jednak coraz bardziej zaczęło mu
brakować. Po przyjeździe do Stambułu poczuł się jeszcze gorzej.
Jedzenie było marne. Chleb byle jaki. Woda brudna. Kiepskie, kwaśnie wino, a
przecież pił je od lat, każdego dnia co najmniej pół butelki. Ale to było w
Paryżu. Jednocześnie odpisywał na licznie listy, nadal słał petycje o powołanie
do życia legionu żydowskiego, każdego dnia przychodzono do niego z różnymi
sprawami do załatwienia, wysyłał raporty do Paryża o przebiegu działań, no i
wdała się dezynteria.
I o dziwo! Oto absurdalny, wydawać się mogło, pomysł
utworzenia legionu żydowskiego zaczynał nabierać rumieńców. Przekonał się do
pomysłu Czajkowski oraz tureckie ministerstwo wojny.
Nagle pogoda w Stambule zrobiła się brzydka. Ostatnie dni
listopada roku 1855. Najchętniej czas spędzał z Emilem Bednarczykiem –
weteranem powstania listopadowego. Wieszcz widział go jako dowódcę legionu
żydowskiego. Ten nie odchodził od łóżka poety. Koropeckyj w biografii
Mickiewicza pisze: „ poeta umarł z powodu infekcji wywołanej przez bakterie
obecne w wodzie lub pożywieni”.
Wieszcz nie dożył do klęski Rosji w wojnie krymskiej.
Sprawa polska nie stanęła na forum powojennego traktatu pokojowego na kongresie
w Paryżu w1856 r. A w marcu 2014 r. Krym został zaanektowany przez Kreml
Putina.
0 komentarze