CO NAS CZEKA?
sobota, lipca 25, 2015
Kraj
ojczysty zmienia się na naszych oczach.
To już nie są dwie Polski z
podziałem na pisowską,
smoleńską, ojca Rydzyka i na
liberalną, z panią Kopacz na czele, wcześniej z Tuskiem. Ten
podział przechodzi do
lamusa .
PiS już nie musi uciekać się do obronnego ataku.
Natomiast PO, Bogiem a prawdą, wydaje się nie wiedzieć, co się w ogóle dzieje. A jak wiadomo
dryfując trudno dopłynąć do brzegu.
Nie
oznacza to, że Jarosław Kaczyński
odszedł od swoich ideałów.
Nikogo i niczego nie zdradził. Jeszcze rok, dwa lata temu musiał szukać wsparcia. Nie był na tyle silny, aby
pofrunąć jak jastrząb i zapikować na zwierzynę.
I dlatego był niespokojny, niespójny,
agresywny, na czym przegrywał. Chciał krzykiem wymusić posłuszeństwo.
Nie tędy z Polakami droga.
Ale
oto nieoczekiwanie dla niego samego, pieczone gołąbki lecą mu same do gąbki.
Nie
jest istotne czy kryzys w PO zaczął się od tzw. afery taśmowej,
czy wcześniej, gdy raz po raz zaczęły nękać ją szwindelki czarnych
owieczek w stadzie.
Było
na ich temat na tyle głośno, że
obraz partii nowoczesnej zamienił się w mało
poważne grono. To nawet nie było
cwaniacy wysokiej klasy, ot, tu zegareczek, elegancja - Francja, tam palnięcie
publicznie tego, czego w towarzystwie się nie mówi, kropla po kropelce, a przecież wystarczy jedna, która drąży skalę.
Pan
Kaczyński w pewnym momencie zorientował się, że więcej zyska nie za wiele mówiąc, nawet milcząc, zamiast do znudzenia burczeć i karcić.
Zwłaszcza, że po wyjeździe
Donalda Tuska do Brukseli psy urwały się ze smyczy. Manna
Kaczyńskiemu zaczęła sama spadać z nieba.
Naród
nie darzył pana Jarosławia ślepą miłością.
Nawet się z niego podśmiewał.
Więcej kursowało
w narodzie dowcipów na jego temat, aniżeli
na pana Donalda. A tym bardziej na premier Ewę Kopacz. Ale co
innego dowcipy, a co innego znudzenie.
Nuda
rodzi się ze zniechęcenia.
Naród znudził się Platformą. Kaczyński zaś odsuwając się w cień ( zresztą na niby) chciał pokazać,
że wcale mu nie zależy
na fotelu i zaszczytach. Chciał, aby uwierzono, że
nie o władzę, lecz o dobro
Ojczyzny mu chodzi.
A
jak wiadomo naród polski kocha swój
kraj, lubi wymachiwać biało-czerwoną i niekiedy kilka
razy w roku idzie do kościoła.
Tak jak pan prezes Jarosław.
Liberałowie chroniąc przed gniewem rodaków tych, którzy narobili mniejszych i większych głupstw, dobrowolnie podłożyli
sobie kłody pod nogami. Od czasów starożytnego
Rzymu, ba! jeszcze wcześniej, lud kocha igrzyska. Ale pod
warunkiem, że poleje się krew.
Liberałowie
swoich liberałów, zasługujących
na karę głaskali.
Kaczyński swoich naciągaczy
- globtroterów wyrzucił na ulicę.
Na zbity pysk, jak to się mówi.
Kaczyński
dostarczył gapiom krwi. W
Platformie z kilkoma łobuzami się cackano i w
rezultacie formacja straciła twarz.
Aczkolwiek
kościoły pustoszeją,
to jednak Polacy przywiązują znaczenie do tradycji, co się chwali. Religijność jest obecna wśród
jednych i drugich, w partii Kaczyńskiego i wśród
liberałów, tyle że ci akurat od
czasu do czasu kontestują.
Platformie hierarchowie mają to i owo do zarzucenia. Kaczyńskiemu - wprost
przeciwnie.
Prezydenta
Bronisława Komorowskiego - było
nie było praktykującego
katolika - za to nieszczęsne in vitro ukarano. Natomiast bywa, że
Lech Kaczyński nawet osobiście
przemawia zza ołtarza.
Tak
to jest na dziś. Jest inaczej niż wczoraj. Co wcale
nie znaczy, że jutro, pojutrze karta się nie odwróci.
W
bojach pod tytułem "kto kogo" - jesteśmy sprawni.
Zasadnicze pytanie brzmi: która opcja
zagwarantuje Polsce jako taki pożytek?
Nie w hasłach i obiecankach. O
to bardzo łatwo. Trudniej stawić czoła
przeciwnościom. Tak, abyśmy za jakiś czas, nie obudzili
się z przysłowiową
ręką w nocniku.
0 komentarze