PARAGRAF 97 LUB DEPORTACJA
sobota, lipca 04, 2015
Zabieram głos w sprawie osobistej i narodowej.
Po mieczu
jestem o tyle Ślązakiem, że mój pradziad Jan Klechda ( pisany przez „d”,
literkę „d” jakiś urzędas po latach zamienił na „t”, i tak pozostało) stamtąd
pochodził.
Był jednym z wielu Polaków mieszkających na Śląsku w
zaborze pruskim, który brał udział w powstaniu styczniowym 1863. Pisał o tym
szeroko, przedwojenny jeszcze dziennikarz
i badacz dziejów Śląska, Edmund Odorkiewicz, w artykule „Śląsk a Powstanie
Styczniowe” („Zaranie Śląskie” XXIII, 1960r.).
Zapał powstańczy ogarnął wielu Polaków, którym władze
pruskie pod karą więzienia zabroniły przyznawać się do polskości. Za udział w
powstaniu, na mocy paragrafu 97 pruskiego kodeksu karnego groziła im kara więzienia.
Wielu zostało deportowanych do Rosji i wysłanych na Sybir.
„Po całym Śląsku krążyły legendy o Langiewiczu… Wszędzie
na Górnym Śląsku były portrety dzielnego wodza Polaków „ - czytamy w pamiętniku
Niemca A. Oskara Klaussmanna (Oberschlesien vor 55 Jahren und wie ich es
wiederfand, Katowice 1911 r.).
Langiewicz był na Śląsku znany. Wielu studentów z Górnego
Śląska należało do Towarzystwa Literacko-Słowiańskiego, działającego na
wrocławskim uniwersytecie. Byli wśród nich ks. Konstanty Damrot, ks. Norbert Bonczyk i Franciszek Szrajer a także członek
powstańczego Rządu Narodowego - poeta Adam Asnyk (rodzina poety mieszkała w Kaliszu).
Jeszcze fragment z pamiętnika Klaussmanna: „Będzińscy
Żydzi po kosztach własnych sprzedawali kożuchy. Zrezygnowali ze swojego
zarobku. Mieli nadzieję, że w wolnej Polsce, będzie tak, jak kiedyś.
Rzeczpospolitą znali jedynie z opowieści dziadków. Nie było w niej antysemityzmu,
jaki królował w Rosji. Szyli dla powstańców mundury i kożuszki”.
Pradziadek Jan Klechda, aby nie wpaść w ręce pruskiej
policji salwował się zręcznie ucieczką. Osiadł w Kaliszu. Należał do narodu
polskiego jak wielu, wielu Ślązaków.
Napomykam o tym rodzinnym epizodzie i udziale Ślązaków w powstaniu styczniowym po tym, jak to
obecna pani premier i kandydatka na panią premier nazwały Ślązaków – narodem. Prawdę mówiąc powiedziały tak, jak to robili Prusacy.
Przyjąć wypada, że było to wyłącznie kobiece
roztargnienie. Lepiej jednak będzie, jeśli biorąc za politykę, panie będą mniej
emocjonalne a bardziej uważne co mówią.
Ale jest maleńki plus tej – powiedzmy – pomyłki. I pani
premier i kandydatka na panią premier,
jak wiadomo reprezentujące obce sobie partie, zaczęły mówić jednym i tym samym głosem.
Ważne, aby ta swoista zgoda przelała się na inne tematy.
Kochajmy się!
0 komentarze