CZARNA MAGIA CZYLI JAK NIE UTONĄĆ
wtorek, lipca 21, 2015
Cywilizowany, w miarę przejrzysty w innych krajach podział na lewicę,
prawicę i centrum, na ultra lewicę i skrajną prawicę, na liberałów i
konserwatystów, na lewaków, zielonych, antyklerykałów i klerykałów, dla nas
okazał się czarną magią.
Wszystko wszystkim w głowie się pomieszało i poplątało. No i mamy cyrk.
Na moment wróćmy do czasów przedwojennych. Są poniekąd
wzorem. Tyle, że z tych wzorów nikt nie czerpie. Po wieloletniej niewoli i
braku własnej państwowości, nasi przodkowie w krótkim czasie potrafili stworzyć to, co w
innych krajach zachodnich konstruowano przez cały XIX wiek.
Niektórzy nie znają własnej historii. Na przykład ni z gruszki, ni z pietruszki, postkomuniści Millera
nazywają siebie lewicą, biorąc za patrona Ignacego Daszyńskiego ( premier rządu
tymczasowego w 1918, potem Marszałek Sejmu II RP). Miller ma tyle do Daszyńskiego, co mysz do lwa. Ale Bogu dzięki, ten Miller to już całkiem przegrana karta.
Innym partiom też się myli, w innym nieco wymiarze.
Weźmy zwycięskie Prawo i Sprawiedliwość. Jest to partia występująca pod szyldem
prawicy, ale gdy poskrobać mieści się w
niej wszystko. Mydło i powidło.
Jest prawicą,
ale pod warunkiem, jeśli pisowską prawicowość ograniczymy do haseł narodowo-nacjonalistycznych
i sojuszu z hierarchią Kościoła katolickiego. À propos tego sojuszu. Jest obecnie
o niebo silniejszy od tego, który miał miejsce w II Rzeczpospolitej.
Wspomnijmy
protest hierarchów przeciwko pochowaniu Marszałka Józefa Piłsudskiego na
Wawelu. Zwyciężyła wola narodu.To, że na pewien czas Naczelnik przeszedł z
katolicyzmu na luteranizm (wcześniej zawarł ślub w Kościele katolickim, a
pokochał inną) dla rodaków nie miało
większego znaczenia. Dziś pewnie by się nie uratował.
PiS wygrał wybory prezydenckie i najpewniej nie przegra
październikowych, powszechnych głównie dzięki obietnicom socjalnym, zasiłkom, zmianom
podatkowym, wprowadzenia dyktatu państwa do ekonomii, bankowości no i przede
wszystkim dzięki obietnicom uczynienia z Polski raju dla wszystkich.
Wiadoma
rzecz: jak się obiecuje raj, a więc to,
co nigdy nie jest możliwe, znaczy, że są to gry i zabawy z wyborców, ot takie obiecanki
– cacanki a głupiemu radość.
Jest to krótko mówiąc
populizm o lewackiej proweniencji. Można
zaryzykować, że pod niektórymi obiecankami tego miszmaszu podpisałby
się sam Włodzimierz Iljicz Lenin.
Najwięcej trudności sprawia opisanie aktualnie rządzących.
Do finału pozostało im tylko trzy miesiące.
Ze wstydu w grobach przewracają się wszyscy wielcy
Polacy. Przede wszystkim ludowcy z
trzykrotnym premierem w Polsce międzywojennej, Wincentym Witosem i
Marszałkiem Sejmu Maciejem Ratajem.
Patrzą na swoich następców w III RP i oczom nie wierzą.
Ze wspaniałej, ideowej
partii chłopskiej zrobili „dojną krowę”. A zatem nie ma o czym i o kim mówić i
czas im odejść.
Pozostała Platforma Obywatelska. Partia zmarnowanych szans.
Nie program ją zgubił. Był i jest do przyjęcia. Ani antykościelna, ani
nacjonalistyczna, proeuropejska, we właściwym momencie antyrosyjska,
proamerykańska i pronatowska.
Zgubiła ją
– pewnie nieodwracalnie – ludzka pycha. Te zegareczki, niewyjaśnione szwindelki
jednego, drugiego, trzeciego (czy też trzeciej). I jednocześnie propaganda sukcesu
na pokaz. Teraz przychodzi za to słono
płacić.
Jednak ponieważ jestem starej daty facet i dla mnie
kobieta znaczy bardzo wiele, więc po cichu liczę na Ewę. Czyli panią premier.
Jeśli da radę i będzie nadal walczyła
tak, jak ostatnio, kto wie, co się jeszcze może wydarzyć.
Pozostał ów Kukiz i to jest również problem. Poobwieszany
symbolami Rzeczpospolitej i wiary, otoczony hołotą nacjonalistyczną, jeszcze nas wrzaskiem zaskoczy.
Ratunek jest wyłącznie w nas samych. W tych, którym pozostało trochę oleju w głowie.
A może się nawet uda z tego towarzystwa sklecić sporą armię?
0 komentarze